ROZMOWY Z DIABŁEM
ziarno prawdy w tym powiedzeniu, nieco przesadnym. W istocie bowiem, wracając do początku mojego oświadczenia, niewiara wasza nie tylko nie hamuje mojej pracy, ale sprzyja jej raczej, należy, jako błąd hańbiący, do efektów owego upadku, w jaki stacza się tradycja, odzierana powoli z resztek spustoszonego majestatu. Widok ten niesie dobrą nowinę, dobrą no* winę demona. Również dlatego wydaje mi się korzystne, aby treść tego, co powiedziałem, a także sam fakt mojej deklaracji dzisiejszej zatarły się bezpowrotnie w waszej pamięci, aby tedy za zmyślenie i majak senny poczytane zostało to wszystko, czego świadkami by" liście, panowie, przed chwilą i co oto razem z tą chwilą opada w niepamięć ostateczną.
ROZMOWA Z DIABŁEM DOKTORA LUTRA WWARTBURGU 1521
czegóż ty chcesz, Świnio parszywa? Po coś przyszedł? Straszyć? Nie boję się ciebie, tyle mnie obchodzisz co krowie tajno na gumnie u księcia. A może chcesz kusić, co? Do grzechu namówić, sprośności do ucha szeptać, naturę pożądliwą pod' niecić, co? Tak byś mnie chciał urobić, żebym pachołka po pysku prał, jak wieprz się spił, dziewkę folwarczną przymusił, i co jeszcze? No, a jak zrobię to wszystko? Pewnie myślisz, że już mnie masz w kosmatych łapach, że już łańcuch na szyję i na dno! Ejże, coś za szybko, ty nie jastrząb, ja nie kurczę. Grzeszyć bez ciebie potrafię, wszystko, co zechcę, zrobię bez twojego kuszenia, bestio plugawa, a tak! Będę bez ciebie grzeszyć i co mi zrobisz? Nasz Pan na takie grzechy nawet ręką machnąć nie chce. O, jakbyś mnie tak do rozpaczy przymusił, w Boga zwątpić kazał, strachem napełnił, wstyd zadał - owszem, przyznaję, wtedy twoja wygrana, masz mnie jak kotlet na talerzu. Ale spróbuj, spróbuj tylko, krecie, mnie, doktora Lutra, Marcina Lutra, spróbuj mnie tak urobić, żebym w rozpacz wpadł albo w strach, albo zawstydzenie. Bóg mocna twierdza. Jażem się schował w tej twierdzy i siedzę spokojnie, rób, co. chcesz, a takie tam grzechy? Śmiech dla mnie, śmiech dla Boga,
71