Czy Mickiewicz wicnył? Filolog mc jest spowiednikiem i takie pytanie może spokojnie usunąć na bok. Problem literacki usiłuje on wytłumaczyć przy pomocy przesłanek wydobytych z podłoża historyczno-folklorystyczncgo. Nic schodźmy więc z tej drogi, doprowadzi nas ona do celu, a da się rzeczowo w sposób naturalny uzasadnić.
Odpowiedzi wolno oczekiwać na drodze rozeznania charakteru i funkcji najważniejszych uczestników obrzędu, mianowicie owych dziadów-jałmużników. Człowiek stary, niezdolny do pracy, który za udzielone wsparcie może się odwdzięczyć tylko modlitw* i dobrą intencją, uchodzi w pojęciach ludowych za bliższego rzecznika zmarłych, na których intencję wnosi prośby do Boga. To byl główny sposób jego odpłaty za jałmużnę. Za mojej młodości dziadek proszalny otrzymawszy jałmużnę klękał na środku izby i pytał o imię zmarłego gospodarza czy gospodyni, które potem wplatał w swą modlitwę. Niedaleko stąd do przyjęcia i uznania ściślejszych związków między modlącym się a objętym intencją modlitewną.
Radawnica, święto pamięci o zmarłych, była zarazem świętem żebraków, jak się ich tam zwało, „starców". Stanowili oni jej współczynnik integralny; bez dziadów żebrzących nic byłoby obrzędu. Stąd tylu ich tłoczyło się na cmentarzu, na nich kończył się poczęstunek. Możemy przyjąć bez zastrzeżeń: oni byli tam rzecznikami, namiestnikami, substytutami wspominanych zmarłych przodków. Wolno by przypuścić, że z tej w jakimś stopniu identyfikacji wywodzi się homonim: dziad-przodek i dziad-żebrak. Poprzez osoby dziadów uczestniczyli w obrzędzie jakoby sami zmarli.
Łączność ta występowała nierzadko jeszcze silniej. Między żebrakami trafiali się często ślepcy z lirą-gęślą; ci byli szczególnie respektowani. Ślepy limik, na poły już odcięty od świata widzialnego — to coś więcej niż żebrak. Przychodzili i oni na Radawnicę i mieli w niej rolę szczególną: śpiewali stosowne do uroczystości, tradycyjne, z dawien dawna przekazywane pieśni. Pieśni tych nie zebrali nasi etnografowie. Czarnowska ograniczyła się tylko do wzmianki, żc były, że na nich także zasadzał się udział „starców" w obrzędzie. Cząstkę ich tylko przekazał Dcmichowicz. Cząstka jest drobna, ale jakże wiele mówiąca! Limik występuje tam wyraźnie jako namiestnik zmarłego, który przez jego usta zwraca się bezpośrednio do obecnych. Jeden z utrwalonych fragmentów podaje szczątek takiego dialogu:
— Oj, a któż Im płoeset m Mojom kroki ł
- A to ja syroia, wtzmyż mmc soki...
Rozmowa sieroty na mogiłce z duchem pogrzebanej tam matki to i poza tym częsty motyw w gadkach i pieśniach ludowych.
Nie można też tracić z uwagi tego, co poeta sam przyznaje w przedmowie, wspominając o swym uczestnictwie w obrzędzie: „słuchałem (...) pieśni o nieboszczykach powracających, z prośbami lub przestrogami". Były więc dialogowe. Najwyraźnig śpiewano je także na Białorusi.
Jesteśmy już blisko celu. Jeżeli poeta taką pieśń-dialog zasłyszał, jeśli olśnił go pomysł, by takie duchów obcowanie uczynić przed miotem utworu, dla wyobraźni jego nic było sprawą trudną pieśń tę niejako udramatyzować, rozdzielić na głosy i wprowadzić prota-
25