nieśmiertelne kawałki krzemienia czy naszyjniki z zębów, jakimi nasi odlegli przodkowie uważali za konieczne zapełniać swoje groty. Wystawianie takich przedmiotów uważałam zawsze za niedorzeczność, zupełnie tak, jak gdyby archeologowie przyszłości umyślili sobie wystawiać nasze plastikowe widelce czy papierowe talerze.
Wyglądało na to, że ów człowiek z Vanuatu wiedział z góry, że cacka z jego kraju mnie nie zafascynują. Najgorsze, że miał rację. Jedyne, czego być może nie przewidział: że właśnie to zwróci moją uwagę.
Przy bliższej lekturze katalogu zaintrygował mnie inny jeszcze szczegół. Powtarzającym się motywem prymitywnej sztuki Oceanii wydawał się jam: słodki ziemniak, rodzaj oceanicznego patata, obiekt autentycznego kultu. Uwaga dla tych, którym po przeczytaniu tego zbierze się na kpiny: nasi prehistoryczni przodkowie również uwieczniali pożywienie. A nic sięgając tak daleko wstecz, czyż nasze martwe natury nie obfitują w jadło?
Temu, kto prychnie: „Zgoda, ale żeby kartofle!”, odpowiem, że każdy ma taki kawior, na jaki go stać. Jedyną stałą cechą artystycznego przedstawienia artykułów żywnościowych jest to, że rysownik (rzeźbiarz, malarz itp.) wybiera pokarmy rzadkie, nigdy zwykłą strawę. I tak na przykład dowiedziono, że w Lascaux ludzie żywili się wyłącznie mięsem rena - tymczasem na wspaniałych murach katedry nie ma żadnych rysunków rena. Odwieczna niewdzięczność ludzkiego umysłu, który woli sławić przepiórki i homary niż chleb, któremu zawdzięcza życie.
Krótko mówiąc, jeśli mieszkańcy Oceanii tak często powracali do motywu patata, to dlatego, że spożywali go od święta, dlatego, że niełatwo było im wyhodować jego bulwy. Gdyby u nas ziemniaki należały do rzadkości, jedzenie puree uchodziłoby za snobizm.
Tymczasem w katalogu nie było żadnego ziemniaka i w ogóle żadnego przedstawienia żywności pochodzącego z Vanuatu. Nie ulegało wątpliwości, że jego mieszkańcy nie mieli marzeń związanych zjedzeniem. Dlaczego?
Bo nie byli głodni. Nigdy nie zaznali głodu.
Inna uwaga: tą z wysp oceanicznych, z której pochodziło najwięcej motywów patata i ogólnie jedzenia, była Nowa Gwinea. Również twórczość artystyczna tej wyspy wydała mi się najbogatsza, najżywsza i najbardziej oryginalna - nie tylko jej wizerunki „spożywcze”, ale również przedmioty, prawdziwie kunsztowne. Czyż nie taki z tego wniosek, że ci ludzie wpieiw doświadczyli głodu i ten głód ich rozbudził?
Zdecydowanie przychylne koleje losu sprawiły, że spotkałam niedawno trzech obywateli z Vanuatu. Wszyscy trzej prezentowali się nadzwyczajnie: przypominali baobaby.
Mieli ich gabaryty, bogate czupryny i, że tak powiem, spojrzenie: przepastne senne oczy. Nie ma w tym nic pejoratywnego, senność to nie wada.
Z tymi trzema osobnikami znalazłam się przy stole. Inni biesiadnicy jedli, to znaczy wyglądali na ludzi, którym dopisuje apetyt, i rzeczywiście w równym tempie pochłaniali kęsy.
Natomiast trzej mężczyźni ledwie skubali swoje jedzenie - przywodzili na myśl nie tyle ascetów, ile ludzi wstających od stołu po skończonym posiłku. Kiedy ktoś zapytał, czy jedzenie im nie smakuje, jeden z nich odparł, że jest bardzo smaczne.
- Więc dlaczego nie jecie?
- Bo nie jesteśmy głodni.
9