- Pasuje - odparłem - tylko żebyś się nie śmiał, kiedy będę próbował wstać.
Uśmiechnął się szeroko.
- Żyj tak, jak musisz żyć, kochanie. Tak śpiewał Chuck Berry
Ustawiłem się obok pustego fotela i odmówiwszy w myślach krótką modlitwę, klapnąłem na siedzenie. Miałem, jak zawsze, przechył na iewo, żeby oszczędzać chore biodro. Nie trafiłem prosto w cel, ale chwyciwszy za poręcze, odepchnąłem się zdrową nogą, tak że fotel tylko się zachwiał. Miesiąc temu wychrzaniłbym się razem z nim, ale teraz byłem już silniejszy. Wyobraziłem sobie, jak Kathi Green bije mi brawo.
- Nieźle, Edgarze - pochwalił Wireman. - Czy może Eddie?
- Jak chcesz, tak zwij. Reaguję i na to, i na to. Można wiedzieć, co masz w tym dzbanku?
- Zieloną herbatę z lodem - obwieścił. - Bardzo orzeźwiającą. Skosztujesz?
- Z rozkoszą.
Wireman napełnił moją szklankę i dolał sobie do pełna. Herbata miała kolor bladozielony. O wiele zieleńsze były jego oczy, zaplątane w delikatną sieć zmarszczek. Włosy - czarne, srebrzące się na skroniach i cał-kiem długie. Kiedy rozwiał je wiatr, dostrzegłem bliznę na jego prawej skroni, tuż pod linią włosów. Miała kształt monety, ale była mniejsza niż moneta. Wireman był tego dnia w kąpielówkach; zauważyłem, że no-;i ma tak samo opalone jak ręce. Wyglądał na człowieka, który dba ? kondycję, ale wydało mi się jednocześnie, że jest jakby zmęczony.
- Twoje zdrowie, muchacho. Udało ci się wreszcie.
- Niech będzie - zgodziłem się. - Moje zdrowie.
Stuknęliśmy się szklankami i wypiliśmy. Smak zielonej herbaty znalem i lubiłem, ale to był wprost niebiański napój - jakbym pił chłodny jedwab, z najdelikatniejszą nutką słodyczy.
- Czujesz miód? - zapytał Wireman i uśmiechnął się, kiedy przytaknąłem. - Nie wszyscy potrafią go wyczuć. Dodaję tylko jedną łyżkę stołową na cały dzbanek. Podkreśla naturalną słodycz zielonej herbaty. Nauczyłem się tego, kiedy pływałem jako kuk na trampie po chińskich morzach. - Uniósł szklankę i spojrzał przez nią, mrużąc oczy. - Walczyliśmy z piratami i pod niebem tropików braliśmy obce, śniade kobiety.
- Wyczuwam nutkę ścierny, panie Wireman.
Zaśmiał się serdecznie.
131