58 Zbigniew Majchrowski [12]
kich powikłań, w których literatura jawi się na przemian (a często równocześnie) jako domena jednostkowej wolności i źródło powszechnych imperatywów, bywa wtajemniczeniem i bywa wmówieniem, gdzie pieśń--pobudka współistnieje (choć nie współbrzmi) z konfesyjnym dziennikiem. Mylił się na szczęście Andrzej Kijowski, ubolewając w Szóstej dekadzie, że „ta literatura, jedna z bardziej histerycznych na świecie, nie wydała dotąd ani jednego cahier intime. Ani jednego!!!" 18 Wydała! •(jak zagłuszyć trzy wykrzykniki krytyka?) Tym szczęśliwym precedensem stało się opublikowanie Dzienników Nałkowskiej.
„Poszukuje się zawsze ryzyka poza literaturą — pisze dalej Kijowski — jej potwierdzenia z zewnątrz — sankcją czynu, sankcją krwi. •Gdyby poszukać w niej samej. Pisać tak, aby słowo było zaangażowaniem śmiertelnym, samobójczym, jak dla Norwida, aby akt twórczości był spektaklem ścinającym krew w żyłach.” 19 Uchylenie „potwierdzenia z zewnątrz”, a więc ryzyko pisarza dla literatury, a nie dla śmierci — ryzyko samopoznania, a nie kaskaderstwa. Zaciemnione przez metaforę oczekiwanie krytyka zbiega się z rozstrzygnięciem ,,neobiografizmu”: „biografia wraz z dziełem tworzy jedność już* nie funkcjonalną, lecz su bstancjalną, stanowi wspólnie manifestację »2y--cia«”20. Domyślamy się, że byłaby to lektura osoby. W tym pojęciu ginie wreszcie rozdzielność zawarta w formule „życie i twórczość”, ginie przede wszystkim znak koniunkcji, to straszne „i”, które tak drażniło Janusza Sławińskiego.
Wypadnie zatem poddać ostremu oglądowi te orientacje z zasięgu •metodologicznych możliwości, które w skrajnych zwłaszcza interpretacjach doprowadzają do niemal całkowitego upodrzędnienila pisarza. Mam tu na myśli metody lektury, które uzależniają pisarza bądź od terroru treści podświadomych i górującego indywidualnego kompleksu (w zgodzie z ortodoksyjną psychoanalizą), bądź od terroru grupy społecznej i górującego układu socjalnego (jak w wypadku radykalnego socjoge-netyzmu), bądź wreszcie od terroru konwencji literackiej i górującego ponadosobowego procesu historycznoliterackiego (nazwijmy go tak: mały strukturalizm), dalej zaś te interpretacje, które poprzestają na sprowadzeniu całości dzieła do gry pisarza z literaturą („demonstrowanie języka zamiast obnażania duszy” wedle pozytywnej zresztą formuły -Głowińskiego) lub gry nadawcy z odbiorcą („pokazywanie języka czytelnikowi” — przechwytując znane powiedzenie Irzykowskiego), interpretacje pozornie tylko uniezależniające pisarza — w ograniczonej za-
i8 a. Kijowski, Zaproszenie do wiwisekcji [w:] Szósta dekada, Warszawa 1972, s. 112.
*• A. Kijowski, Toreador, loc. cit., s. 108.
*• M. Żmigrodzka, Osobowość i życie pisarza w monografii historycznoliterackiej [w zbiorze:] Problemy metodologiczne..., op. cit., s. 94.