12 unoi mranim uo
nich, którzy mieli jut iwo wloint ivcie rac u k ,
dziwą funkcją, które jest konieczna i wysiarr! ^ fraIj
* wystarczająca do
Istnienia — tego nawet nie mogą podejrzewać. Gdyby im ktoś powiedział, nie uwierzylibyi bo człowiek nie może uwierzyć, te jedyna racja jego istnienia zawarta Jest w udrące, która wydaje tlą mu niesprawiedliwa I niewytłumaczalna.
Dlatego nie umiem sobie wyobrazić, na jakiej podsta- < wie uczyniono mi zarzut, że postać Ojca nie była tym, czym powinna była być, ponieważ wychodziła z roli 1 pozycji Postaci, zagarniając niekiedy I przyswajając sobie j działalność autora.
Ja, rozumiejąc tego, który mnie nie rozumie, pojmuję, skąd pochodzi zarzut: otóż owa Postać wyraża — jako swoją —* tą udrąką ducha, którą uznano za moją. Jest to ‘ zupełnie naturalne i nic szczególnego nie oznacza. Pominąwszy fakt, że duchowa udrąka Ojca wypływa, jest doznawana i przeżywana z przyczyn i dla racji, które nie l mają nic wspólnego z moimi osobistymi przeżyciami; fakt, który sam z siebie odejmuje podstawy wszelkiej krytyce; chcą wyjaśnić, że inną rzeczą jest nieodłączna udręka mego ducha, udrąka, którą mam pełne prawo odzwierciedlić w Postaci, byle tylko stała sią w niej organiczna; inną zaś rzeczą jest działalność mego umysłu, którą rozwinąłem przy realizacji tej pracy i dzięki której udaje mi się stworzyć dramat tych Sześciu Postaci w poszukiwaniu autora. Gdyby Ojciec uczestniczył w tej działalności, gdyby współdziałał w formowaniu dramatu istnienia tych Postaci bez autora — wtedy tak, i tylko wtedy byłoby usprawiedliwione powiedzenie, że jest on niekiedy samym autorem, a zatem nie jest tym, kim powinien by być. Ale Ojciec swój stan „Postaci w poszukiwaniu autora" przeżywa, a nie tworzy, znosi go jako niewytłumaczalny fatalizm i Jako sytuacją, której stara się ze wszystkich sił przeciw-
sławić I uradzić i Istotni* więc „Postać w postukiwaniu autora'1 i nic więcej, nawet Jnśll udrękę mego ducha przedstawia jako twoją. Gdyby uczestniczył w działalno $ci autora, można by doskonale ów fatalizm wyjaśnić: to znaczy, ujrzałby się przyjętym, choćby nawet jako postać odrzucona, aie zawtze przyjętym do źródeł twórczej fon tazji poety i nie miałby jut powodu rozpaczać, ta nic znajdują nikogo, kto by potwierdził ł skomponował jeyo tycia Postaci i to znaczy, te zaakceptowałby dość chętnie racja bytu. jakę daje mu autor, I bez latu wyrzekłby się własna), porzucając tego Dyrektora teatru i tych aktorów, do których uciekł tlę tymczasem jako do ostatniej deski ratunku.
Jest natomiast postać, mianowicie postać Metki* której nie sałaty wcale na tyciu, na tyciu jako celu samym w sobie. Ona nawet nie podejrzewa, te nie jest tywe: nigdy nie przyszło Jej na myśl spytać, jak, dlaczego. Jakim tpo-sobem jest tywa. Słowem, nie ma świadomości, te jest Postacią* pod tym względem nigdy, oni na chwilę, nie odrywa się od swej „roli". Nie wie, te ma „rolę".
Jest to w niej najzupełniej organiczne. Rzeczywiście, jej rota Matki nie dopuszcza sama przez się# w twej „naturalności", odruchów duchowych; nie tyje tet ona jako duch: tyje w ciągłości uczucia, które nie ma nigdy rozwłą-zania i dlatego nie moie osiągnąć świadomości swego żyda, to znaczy tego, te Jest Postacią. Ale mimo wszystko takie ł ona na swój sposób i dla swoich celów szuka autora; w pewnej chwili zdaje się być zadowolona, te została przyprowadzona do Dyrektora. Czy może dlatego, te i ona spodziewa się „otrzymać życie" od niego? Nie, ona spodziewa się, te Dyrektor sprawi, by odegrała scenę z Synem, w którą włożyłaby wiele ze swego własnego życia t lecz jest to scena, która nie mogła i nie może nigdy się zdarzyć. Ona do tego stopnia jest nieświadoma swego