znaczy: być szczerym? Mówić wszystko, co się wic. Zapewne, ale to nie wszystko. Szczerość nic jest określeniem stylu, lecz kwalifikacją moralną. Oznacza to, że musi podlegać kontroli, musi być nieustannie sprawdzana, tak jak uczciwość, dobroć, męstwo i inne cnoty. Będąc szczerym w stosunku np. do przyjaciela, muszę się kontrolować, czy jestem tylko szczery, czy także zagniewany, a dalej — czy jestem naprawdę szczery, to znaczy, czy to, co mówię, stanowi rzeczywiście wyraz mojej pełnej wiedzy o przyjacielu, którego uszczęśliwiłem moją szczerością, i czy akty mojej szczerości odnoszą się naprawdę do spraw ważnych. Mogę np. przyjacielowi, którego skrycie mam za głupca, powiedzieć, że ma nieświeży oddech. Będzie to wypowiedź szczera, lecz nie będzie to akt pełnej szczerości, ponieważ będzie miała charakter zastępczy. Zrzuciłem z siebie ciężar psychiczny, powiedziałem przyjacielowi coś przykrego, ponieważ sądziłem, że mu się to dawno należało. Tak, ale nie to jest najważniejsze, mój przyjaciel umyje wprawdzie zęby, lecz nasze stosunki nie ulegną przez to oczyszczeniu, przyjaźń pozostanie zakłamana, ponieważ ja nadal będę go uważał za głupca, on zaś nic o tym nie będzie wiedział. Wreszcie więc powiem mu, że jest głupi. Ba, ale czy naprawdę to mu chciałem powiedzieć i czy rzeczywiście to mu się należało? Mam go przecież za kanalię i tchórza, nie powiem mu tego, w zamian za to odegram tylko scenę szczerości, krytykując jego stan umysłowy. Więc mu wreszcie powiem, że jest kanalią. Ale przecież nic o to chodziło: to ja po prostu mam się za głupca i tchórza, kanalię i brudasa, i zamiast to wszystko sobie powiedzieć, wyznałem jemu. Czy zatem wszystkie akty szczerości wobec innych są podszyte nicszczcrością wobec samego siebie? Jeśli tak jest, należy przyjąć porządek odwrotny: najpierw wyznać sobie wszystko szczerze, oczyścić się w stosunku do innych, aby ich potem móc sądzić, aby zdobyć wolność sądu obiektywnego. Pięknie, ale w stosunku do siebie samego obowiązują te same zasady szczerości, co w stosunku do innych: muszę mówić sobie wszystko i rzeczy naprawdę ważne. Jestem brudas, dobrze, ale także nieuk. Więc zgadzam się: jestem nieuk, ale przecież nie to jest ważne, skoro nie da się ukryć, że jestem idiota, beztalcncie, Świnia, tchórz etc. Mogę w ten sposób zniszczyć się zupełnie, odbierając sobie tym samym prawo mówienia o innych. Z jakiego tytułu mogę mówić o innych, skoro sam jestem od wszystkich gorszy? Więc może nie jest ze mną tak źle?
I zaczyna się droga odwrotna, a cała szczerość okazuje się tylko klauzulą stylistyczną, chwytem kabotyńskim, przy czym w żadnym miejscu mego wyznania nie mogę zaświadczyć, że tym razem powiedziałem rzecz najważniejszą, prawdziwą, i że naprawdę powiedziałem wszystko.
Krótko mówiąc, sam o sobie nie mogę orzec nic sensownego, nawet własnego życia nie mogę opowiedzieć w sposób instruk-tywny, sam dla siebie jestem niczym, sprawdzam się tylko w sądach o innych, w działaniu, sprawdzam się przez rzeczywistość obiektywną. Jestem dla siebie zerem, tak należy rozumieć zdanie Amicla umieszczone na początku jego dziennika, że dziennik autobiograficzny są to reflexions du zero sur lui-meme. Szczerość jest słowem fałszywym, niepotrzebnym pseudonimem prawdy, ta zaś może dotyczyć tylko rzeczywistości obiektywnej: ja o innych, inni o mnie. Cudze akty szczerości skierowane pod własnym adresem są mi niepotrzebne; potrzebne mi są akty szczerości wobec mnie: mogę się z nich dowiedzieć czegoś o sobie samym i o tym, co o mnie mówią. Akty szczerości Irzykowskiego są literaturze również niepotrzebne: liczą się tylko jego akty szczerości wobec literatury. Mnie to nic nic obchodzi, że Irzykowski był zadowolony skrycie po śmierci żony; wyznanie takie uważam za nieprzyzwoitość wobec zmarłej osoby. Interesowałaby mnie nowela Irzykowskiego o zadowoleniu po śmierci, albo jego analiza cudzej na ten temat noweli lub też przewrotna krytyka sentymentalnego stereotypu. Tylko na to mi są potrzebne doświadczenia osobiste pisarza, a jego osobista odwaga, jego popisy w szczerości napełniają mnie niesmakiem. Nic wiem, jak to czytać i co o tym sądzić. Gdyby mi opowiedziano o kimś, kto kazał rozkopać grób dziecka w miesiąc po jego śmierci, kazał otworzyć trumnę, a potem głośno opowiadał o tym, jak trup wyglądał, nie przebierałbym w słowach dla określenia tego typu aktów. Czy mam mieć do tego rodzaju spraw inny stosunek tylko dlatego, że są wydrukowane, a ten, kto to pisze, jest zawodowcem od szczerości?
Można na to powiedzieć, że Irzykowski nie przeznaczał do druku swych dzienników intymnych. To nic ma nic do rzeczy: pisanie i mówienie, nawet do siebie, jest zawsze aktem publikacji. Język jest rodzajem publiczności. Zresztą dość o tym.
Więc, jak powiedziałem wcześniej, Irzykowski chce wszystko zapisać, ponieważ uważa, iż brak wrażliwości i pamięci to jego główne upośledzenia pisarskie. Stąd jego zamiłowanie do stenografii oraz marzenia o fonografie: ...tam można by nałapać wra-
259