Jbn sam pokój
Julia i Jeny
JERZY zrywa się
Ib niepodobna.' Jula, to nie może być! Ja na to nie pozwolę!! Wy nie możecie, wam nie wolno popełnić tego najo-hydniejszego z mezaliansów. Dzisiaj...
JULIA
On tutąj był? Przeczucie wyprowadziło mnie z domu. M6-wiliicie z nim?
JERZY
Thk. 0 nim nie będę do was mówił nawet. O was chcę mówić - słuchajcie: ten ogień olbrzymi, jaki wam płonie we krwi i duszy - uszlachetnić tylko, oczyścić — a potem skierować w górę. W tworzeniu tylko znajdziecie zaspokojenie takiej namiętności - dlatego, że płomień ten, choćby najsilniej bił w górę - nigdy nie dotknie ostatecznej granicy - tej granicy nie ma — zawsze zostanie coś ponad nim — zawsze jeszcze będzie punkt jakiś, ledwo dostrzegalny — hen w górze — do którego pchała was będzie żądza płomienista - a którego nie osiągniecie nigdy - wierząc silnie, że osiągnąć można.
I to właśnie, ta nieskończoność dróg twórczych — i ta żądza osiągnięcia ledwo dostrzegalnego celu - jest naszym - jest moim — a będzie waszym najcudowniejszym! cudem - życiodajnym cudem — życiem samym!
JULIA
0, panie Jerzy - gdyby to było możliwe. Czasem ja czuję w sobie siłę lwicy splątanej siecią - chwilami wydaje mi się: szarpnąć raz jeden, a potargam ją i stanę wolna!
A potem myślę: rozedrzeć, roztargać - a co mam poszarpać - kogo? Tą siecią - moja rodzina, moja matka,
mój ojciec, siostry, bracia, a z nimi wszystko to, co ludzie nazywają ^życiem"...!!
Jest tylko jedna rada, ja wiem: uciec z domu. Nie mam, ja nie mam odwagi zburzyć tego wszystkiego. Ja nieraz przeklinam ich, ale jakiś instynkt we mnie woła: to siostry twoje — to matka twoja!
Czy wierzycie — dzisiaj w nocy matka westchnęła przez sen! wtedy, zdawało mi się, że widzę matkę na katafalku. Czarna suknia, czarna trumna, świece żółte, lichtarze, tłum gawiedzi, ci czarni słudzy i... matka.
I matka żółto-biała, palce splecione, a na ustach, ach! na ustach piana. Potem, potem... księża... siostry, nie wiem dlaczego w białych sukniach, z welonami, jak do ślubu — śmiały się głośno. A ja zaczęłam nagle śpiewać: Salve, salve Regina. Ach!!
Skazana na zagładę — raz na zawsze, bez nadziei ratunku!
Po chwili
Panie Jerzy, wy mnie rozumiecie? Wy macie dla mnie trochę serca — prawda? Wy mi tego nie odmówicie. Wy mi dacie - rewolwer.
JERZY
drgnął. Opanował się. Pauza Nie, wiecie co, Jula...
JULIA
Więc czego wy ode mnie chcecie! Zyć nie dajecie, umrzeć nie pozwalacie — niczego nie wolno — wszystko zakazane!?
JERZY
Wy macie talent, macie młodość, macie piękność, macie wszystko i wy chcecie to oddać na pastwę robakom! Tak marnie obłupie siebie z całej rozkoszy, jaką dać może życie — nie — na to trzeba już być fenomenalnie...
JULIA
—idiotyczną kawką na wydaniu. Cha, cha, cha, cha.
93