w ujęciu prześladowczej mentalności może spowodować nagromadzenie wszystkich stereotypów figurujących w wielu mitach. Prześladowcy mniemają, iż o wyborze ofiary decydują zbrodnie, które jej przypisują i które czynią z niej indywiduum odpowiedzialne za klęski. Lecz w istocie powodują nimi prześladowcze kryteria, które nam wiernie przekazują bynajmniej nie dlatego, że chcą nas pouczyć, ale dlatego, iż nie podejrzewają ich rewelatorskiego znaczenia.
W książce La \iolence et te sacre 1 sformułowałem po raz. pierwszy hipotezę rzeczywistej ofiary oraz rzeczywistej kolektywnej przemocy, tkwiących u źródeł mitu. Większość krytyków nie uznała mych racji. Nawet ci, którzy, jak się wydawało, byli w pełni predestynowani, aby je zrozumieć, dostrzegli w tym, co napisałem, jedynie „bajkę a la Rousseau", powtórzenie mitu założycielskiego. Nie zauważyli, jaki to typ interpretacji transponuję na mitologię. Twierdzili, iż stwarzam sobie iluzje co do możliwości badań historycznych w domenie mitologii. Jakże mógłbym przedstawić jako pewnik realne istnienie ofiar nie nadużywając przy tym możliwości interpretacyjnych?
Obiekcje te są rewelatorskie. Owi krytycy tkwią w przekonaniu, iż jedyną regułą, którą można zastosować do każdego tekstu, jest reguła maksymalnej podejrzliwości. Żadna z danych tekstu, powtarzają, nie jest bardziej prawdopodobna od danej najbardziej nieprawdopodobnej. Gdyby rzeczywiście należało stosować ową regułę, należałoby wykluczyć w istocie możliwość wyciągnięcia z analizowanego mitu jakiejkolwiek realnej informacji. W tym akurat przypadku najbardziej nieprawdopodobne jest łączenie zarazy z ojcobój-stwem i kazirodztwem; korelacja ta jest oczywiście dziełem wyobraźni, jednak nie ma powodu, aby z tego tytułu wnioskować o wszechobećności wyobraźni. Wręcz odwrotnie. Wyobraźnia, która wymyśla taką korelację, nie ma nic wspólnego z wyobraźnią, którą delektują się pracujący w pojedynkę literaci, nie jest to także nieświadomość podmiotu psycho-
analizy, lecz nieświadomość prześladowców; ta sama, która wymyśla rytualne dzieciobójstwa chrześcijan w imperium rzymskim i Żydów w święcie chrześcijańskim. Jest to ta sama wyobraźnia, która w czasie epidemii dżumy wymyśla zatruwanie rzek.
Co się tyczy wyobraźni prześladowców, nie należy w żadnym przypadku wierzyć jej na słowo, z wyjątkiem tego, co mogłoby korespondować z: (1) rzeczywistymi okolicznościami jej Własnych narodzin, (2) cechami charakterystycznymi indywiduów typowanych zazwyczaj na ofiary oraz (3) wynikającymi z tego na ogół konsekwencjami, czyli kolektywną przemocą. Skoro wyobraźnia prześladowców mówi nam nie tylko o ojcobójstwie i kazirodztwie, generujących zarazę, lecz także o wszystkim, co towarzyszy tego typu wierzeniom w rzeczywistym świecie, oraz o wszelkich wynikających z tego zachowaniach, prawdopodobnie w tych wszystkich punktach mówi ona prawdę, gdyż na początku kłamie. I to są właśnie nasze cztery stereotypy prześladowcze, ta sama kombinacja zjawisk prawdopodobnych i nieprawdopodobnych, z którą mamy do czynienia w tekstach historycznych, zaś nie może ona odsłaniać niczego innego, jak tylko częściowo fałszywą, a częściowo prawdziwą perspektywę prześladowców przekonanych o zasadności ich własnej przemocy.
To nie naiwność każe tak myśleć. To właśnie w przesadnym sceptycyzmie kryje się prawdziwa naiwność, niezdolna dostrzec tych prześladowczych stereotypów', a także odwołać się do uzasadnionej, choć odważnej interpretacji, jakiej wymagają. Mit o Edypie nie jest tekstem literackim podobnym do innych, nie jest także tekstem psychoanalitycznym, ale z całą pewnością jest tekstem o prześladowaniu; a więc należy traktować go jak tekst o prześladowaniu.
Spotkam się z zastrzeżeniem, iż zastosowanie wobec mitu procedury interpretacyjnej wynalezionej w historii i dla historii nie jest samo w sobie oczywiste. Zgoda, ale, jak to wyżej wykazałem, historia spełniona odgrywa jedynie rolędrugo-rzędną w demaskowaniu prześladowczych przedstawień. Skądinąd gdybyśmy się na nią zdali, proces demaskatorski
43
Grasset, Paryż. 1972 r. Przyp. tłum.