zbyt niespokojna, żeby dłużej wyleżeć w łóżku. Musiała coś robić, ruszać się, odwrócić swoją uwagę. Oprócz tego dobra godzina jazdy na rowerze poprawiała oczywiście kondycję oraz pozwalała spalić kalorie. Najczęściej Maja wracała do domu oblana zimnym potem i natychmiast brała prysznic. Ostrożnie wycierając się ręcznikiem, gdyż jej skóra była teraz wrażliwa i popękana, obserwowała w lustrze swoje odbicie. Uff, co za ulga, że znowu mogła zobaczyć wystające kości bioder, wyczuć rękoma każde żebro, a jej twarz nabrała ostrzejszych rysów. Największym szczęściem zaś był fakt, że przestała miesiączkować. Bez żadnej pomocy z zewnątrz zapanowała nad ohydnym krwawieniem, zakręcając je jak nieszczelny kurek. Nic już nie będzie z niej kapać.
Odzyskała swoje ciało. Każdą wystającą spod skóry kość witała owacyjnie.
Co za szczęście! Jaki sukces! Jej trud nie poszedł na marne. Maja zaakceptowała nawet bezsenność, ustawiczny głód i coraz częstsze zawroty głowy.
*
Pogodziła się też z myślą, że nie chce już widzieć Bernda. Chociaż wieczór w tej pierwszorzędnej pizzerii rozpoczął się zupełnie nieźle. Sąsiednie stoliki zajmowali tylko starsi uczniowie. Maja z jednej strony czuła się dorosła i silna, z drugiej zaś przeszkadzały jej spojrzenia innych. Na szczęście znaleźli jeszcze jeden wolny, okrągły stolik w niszy, do połowy przysłonięty palmą w kolorze lila.
Pizza było grubo obłożona serem, pomidorami i salami. Po każdym kęsie z ust Mai zwisały serowe nitki, które w pewnej chwili Bernd ostrożnie usunął palcem wskazującym. Lekko drgnęła, a potem roześmiała się. Śmiech sprawiał jej ból.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że masz taki apetyt - powiedział, kiedy opróżniła kolejny kubek lodów z gorącym sosem czekoladowym i dwie cole.
Maja położyła sobie ręce na brzuchu. Był napęczniały i okrągły jak piłka. Pomyślała o tej górze jedzenia w środku i już na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze.
Bernd opowiadał o swoim domu, o tym, że jego rodzice są i n/.wiedzeni i jeden weekend w miesiącu spędza u ojca, który 111 i<\'i/,ka razem ze swoją przyjaciółką.
'To cholernie stresujące - stwierdził, dłubiąc wykałaczką
ębach. - Moja matka za każdym razem dostaje nagle mi-i (>uy, a ojciec uważa, że musi zgrywać wspaniałego, młodego i il nsia. Tylko po to, żeby wywrzeć wrażenie na swojej Tussi.
Maja przyglądała się, jak chłopak grzebie sobie w zębach, kolejno wyciągał ze szczelin małe nitki sera, a nawet kawałek ; ib mii, który, starannie oblizawszy, zamierzał ponownie po-llu u jć. To wspólne wyjście było totalną pomyłką. Na dodatek du pizzerii! Tysiące kalorii!
Zamurowało cię, czy co? - spytał.
Maja spojrzała na wykałaczkę, którą wrzucił do popielniczki.
Masz papierosa?
Zaciągnęła się głęboko. I wtedy nareszcie wezbrała w niej l 11; i mdłości.
Przepraszam!
I ‘obiegła pędem do toalety. Tam zwróciła pizzę z serem, pomidorami i kawałkami salami. Dusiła się i dławiła, aż łzy płynęły jej po policzkach.
Z obrzydzenia i ulgi!
Dokładnie wypłukała usta i gardło, żeby pozbyć się tego
il.rętnego, kwaśnego posmaku. Później spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Kredka do oczu rozmyła się, a pomadka nowu roztarła. Starannie doprowadziła twarz do porządku, l ikby malowała maskę. Efekt był zadowalający.
• Co się stało? - spytał Bernd.
Maja uspokajająco wygięła usta w czymś na kształt uśmie-i bu.
- Nie mam pojęcia! Może to jednak grypa. W każdym razie bodzie lepiej, jeśli już pójdziemy.
Bernd zrobił lekko skwaszoną minę, ale nie skomentował logo ani słowem. W drodze do domu szukał dłoni Mai. Powoi iła się dotknąć przez kilka nieskończenie długich sekund, loj ciało wibrowało od szczęścia wypływającego z czubków palców. Wraz z nim wibrował strach.
43