Szansą jest dotknięcie nicości jako nicości.
poznania czegoś, co nie ma i nie przynosi żadnej własnej (z nim ko danej) treści, i w tym sensie jest „puste”. To, co poza gram ^ życia, jest właśnie w ten sposób „puste”.
Można to wypełniać tylko — sit vetńa uerbo — „materiałem* łv chodzącym sprzed tej granicy (z dotychczasowego życia) łub moż^ nie chcieć/od mówić takiego „wypełniania”. Czy nie stąd właśniebie. rze się w banalnym języku o śmierci przestroga przed „zajmowaniem się głupotami”, czyli przed próbą mówienia o czymś, o czym nicroz-sądnego powiedzieć się nie da? (Fakt śmierci, oczywiście, nie jest głupstwem, ale wszystko, co ktoś próbuje powiedzieć o jej „zawartości”, musi z tej perspektywy być głupstwem).
W ten sposób przybliżamy się do jądra pytania o śmierć jako miarę istnienia. Być może jest to pytanie o rolę pustki w naszym odniesieniu do życia. Można je ująć najpierw tak: czy kontemplacja pustki czemuś służy? (Mówiąc teraz o „pustce”, mamy na myśli to, do czego się odnosi i co obejmuje wspomniany wyżej „gest uprzedzającego poznania tego, co w zwyczajnym porządku rzeczy jest nie-do-po-znania”). Spróbujmy odpowiedzieć ostrożnie, żeby nie zatrzeć i nie zamazać przedwcześnie tego, co może się tu pokazać. Doświadczenie życia (na każdym poziomie: bardziej lub mniej subtelnym) pokazuje, jak bardzo pociągają nas w śmierci te dwa aspekty: T że jest (staje się faktem) nieuchronnie; 2’ że nas wpycha w nicość. Nicość tę możemy próbować „wypełniać” tylko — powtórzmy — „materiałem” pochodzącym sprzed granicy życia, a przecież zdajemy sobie sprawę, że niezależnie od tego, z jaką powagą i silą dokonuje się takie
wypełnienie (może ono mieć nawet wysoką sankcję wiary w życie wieczne i związanych z nią wyobrażeń), dokonując go, bynajmniej nie wiemy, co jest tam — i to właśnie jest źródłem owej gotowości na niespodziewane, które — przyjęte — stawia nas wobec pełni tego, co z naszego teraźniejszego miejsca wyda się wprawdzie pustką „niena-zwania”, a co w istocie wcale taką pustką być nie musi. Czy nie o tym mówi słowo wiary o „oku, które nie widziało, i uchu, które nie słyszało, i sercu człowieka, które nie zdołało pojąć” (por. 1 Kor 2, 9) -w kontekście tego, co wydarza się w śmierci? Zatem właśnie na tle takiej niewiedzy — jeśli zgodzimy się z nią i nie będziemy próbowali
zakrywać jej czymś czy wypełniać - rysuje się szansa. Szansą tą jest dotknięcie owej nicości jako nicości - a nie jako męczącej pustki, którą chce się zaraz czymś zapełnić. Postawmy zatem ostrożne pytanie, czy | sam fakt decyzji o takim dotknięciu, a więc zgoda na nicość poza granicą naszego życia jako na nicość, a nie jako na „coś do wypełnienia**, me zmienia w sposób decydujący czegoś istotnego w teraz naszego życia. Kolejnym etapem jest, być może, taki rodzaj otwarcia na ową nicość, które już z zasady jest zgodą na to, że to, na co się otwieramy, jest i że jest w samym swoim jądrze niespodzianką. Można to powiedzieć nieco (z pozoru) paradoksalnym skrótem: bez względu na to, czym jest - jest. Samo nasze otwarte odniesienie do nicości i pustki tani, także i właśnie kiedy nie próbujemy zapełniać jej czymkolwiek, odkrywa jej zaskakujące i niespodziewane znaczenie.
Pierwszym skutkiem tej zmiany jest, że zostaje przełamana trwoga przed wyeliminowaniem (nas) z tego, co jest — przed wepchnięciem w nicość. Przez zgodę na nicość poza granicą naszego życia nadajemy jej sens — taki, który przemienia „teraz” albo raczej otwiera w „teraz” przystęp do nas całych i naszego życia jako całego, i udaremnia w ten sposób trwogę przed nicością, w którą mielibyśmy zostać wepchnięci.
To, co powiedzieliśmy o dotknięciu nicości jako nicości, może wydać się trudne do przyjęcia z punktu widzenia (wspomnianych już wyżej) wyobrażeń wiary o życiu wiecznym. Przypomnę w związku z tym interpretację tego, co według wiary chrześcijańskiej wydarza się w śmierci. Chodzi przede wszystkim o pojawiającą się w związku ze śmiercią Jezusa metaforę „śmierci, która nie zatrzymuje wchodzącego w nią człowieka, ale go natychmiast odsyła” i o związane z nią przekonanie, że „ratunek z śmierci "/„życie wieczne” można rozumieć jako możliwość odkrycia w śmierci własnego życia rzeczywiście na nowo, odkrycia go w jego całości i odkrycia go takim, jakim ono było naprawdę.
KS. TOMASZ WĘCŁAWSKI, ur. 1952, teolog, prof. dr hab., wykładowca teologii fundamentalnej w UAM w Poznaniu, b. członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej, członek Komitetu Nauk Teologicznych PAN, laureat Nagrody im. ks. Józefa Tischnera (2004). Ostatnio wydal: Pascha Jezusa (2006).
87