Scan0062 tif

Scan0062 tif




nie dotykała piersi nieboszczyka. Gdy oddychał, nie j poruszała się więc i złudzenie było całkowite.

W rzadkich chwilach przerwy między jedną, a dr u-gą grupą odwiedzających nieboszczyk zrywał się z łóż- 1 ka i wołał do żony:

—    Dawaj, matka, coś do jedzenia, bo umieram z głodu.

Źółwiaczkowa nie była zachwycona apetytem męża.

—    Skaranie boskie z tym trupem! — narzekała. — Odkąd się położył, zjadłby konia z kopytami. Czekaj ty leniu, tylko się weźmiesz za robotę, zaraz ci się żołądek skurczy.

Gdy ktoś z obecnych sygnalizował, że nadchodzą

'I'    i'T:w    ;:.=L:

f;    c"5ł ■' .-*1' 'I 'i ............................ ..

1 i. ' i i ,t,'i :> > i ii;


• i-;" ii'i >


■*' .s


• ii "i.

n


J,



i

i


.1


k

t

i


i

I


!

\    i

j.    1


i

i


i

'i

j


gapie, nieboszczyk dawał nura pod skóry, poprawiając poprzewracane patyczki,

—    To jest dopiero życie! — mruczał zadowolony.

Tak się złożyło, że bogacz z Chicago, Stanley Świder przyszedł sam do domu żałoby. Żółwiaczkowa zła, że musi wyć dla jednego gościa, obrzuciła go niechętnym spojrzeniem. Ale wnet zaczęła szlochać i wyrywać sobie włosy z głowy. Gość najpierw podszedł do łóżka zmarłego, może nawet trochę za blisko, a po chwili odwrócił się do zawodzącej kobiety. Pochylił się nad nią z wyrazami współczucia i pocieszenia i wtedy stała się rzecz nieoczekiwana. Żółwiaczek, korzystając z tego, że Stanley stał do niego tyłem, błyskawicznie uniósł się na posłaniu i żyletką, z którą nie rozstawał się nawet na łożu śmierci, pięknie zope-rował bogaczowi kieszeń. Pyrolak zauważył tylko błysk stali i mistrz zaliczył jeden portfel więcej. Toteż gdy Stanley wyprostował się i po raz ostatni rzucił okiem na łoże, Żółwiaczek był już przykładnym ni eboszczykiem.

Na trzeci dzień miały się odbyć główne uroczystości żałobne. Prezes gorąco zachęcał gości, żeby obserwowali to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie.

—    Nigdzie na święcie nie zobaczycie już takich obrzędów — mówił. — Niezwykle ciekawe widowisko. Jeszcze tylko w Dzyndzylakach zwyczaj ten zachował się w całej swej pierwotnej surowości i powadze.

Już od rana tubylcy znosili z lasu drzewo i na środku osady budowali okazały stos. Pogoda była jak na zamówienie: dzień ponury, niebo zasnute ciężko zwisającymi chmurami. Za przykładem ludzi i natura pogrążyła się w żałobie. Około południa stos był gotowy, ale początek uroczystości miał nastąpić o zmierzchu. Tak zdecydował prezes, chcąc uniknąć

127


I


'


i

• i



li


i


!


i


j

i


t

ł

j.


i


i.f i



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Scan0075 tif ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Prezes Skubany został wezwany do województwa. Przekazał więc bieżąc
Scan0099 tif roz- —    Wspólnoto kochana, na dziki, na dziki! — darł się
zawsze potrzebują wroga, prawdziwego lub fikcyjnego. Nie dajcie się więc zwieść iluzji, że naszą
zawsze potrzebują wroga, prawdziwego lub fikcyjnego. Nie dajcie się więc zwieść iluzji, że naszą
co ekologom wegetarianom nie mieści się w głowie. Według nich całkowicie zaprzecza się w ten sposób
2013 04 06 49 31 44 RZYMSKA ELEGIA MIŁOSNA 30 Będziemy swoje bóle wspólnie opłakiwać. Nie staraj si
skan7 domości; nie będę się więc zajmował tą bardzo trudną kwestią historyczną. Chodzi mi o Chrystu
DSCF3150 Poruszanie sic /»—_ O-nie porusza się lub < 50 m 5-niezaleźny na wózku. Wliczając zakręt
do powiedzenia. Nie uczą się więc podejmowania decyzji i ponoszenia odpowiedzialności za ich realiza
CCF20090702009 18 Tadeusz Gadacz SP nie odnosi się więc tylko do zaspokojenia potrzeb egzystencjaln
zawsze potrzebują wroga, prawdziwego lub fikcyjnego. Nie dajcie się więc zwieść iluzji, że naszą

więcej podobnych podstron