w przewidywaniach? Tego rodzaju domysły, nie całkiem uprawnione, ale i nie całkiem bezzasadne, przebiegały mi przez głowę, kiedy przyglądałem się twarzy Księcia, gdzie nowa bladość uwydutniła jego zwykłą bladość, jak śnieg dodany do śniegu. Usta zaciskał coraz bardziej, a jego oczy rozpalał wewnętrzny ogień, podobny do ognia zazdrości i urazy nawet wówczas, gdy ostentacyjnie oklaskiwał talenty dawnego przyjaciela, dziwnego błazna, który tak dobrze błaznował śmierć. W pewnej chwili zobaczyłem, że Jego Wysokość pochyla się ku małemu paziowi, stojącemu za ] nim, i szepcze mu coś do ucha. Na figlarnej twarzy ładnego dziecka zabłysnął uśmiech; potem szybko opuściło książęcą lożę, jakby czekało je pilne zadanie.
W kilka minut później Fanciullo, który był w jednym ze swych szczytowych momentów, usłyszał ostry, przeciągły gwizd, rozdzierający wszystkie uszy i serca. A z miejsca na sali, skąd rozległ się ten niespodziany głos dezaprobaty, wybiegło na korytarz dziecko, dusząc się od chichotów.
Fanciullo wstrząśnięty, wydarty marzeniu, przymknął oczyi niemal natychmiast je otworzył, ogromne teraz; potem otworzył usta, jakby chciał chwycić powietrze, wreszcie zachwiał się lekko, pochylił ku przodowi i w tył. i padł martwy na deski.
Czy gwizd, szybki jak miecz, rzeczywiście pozbawił kata ofiary? Czy Książę odgadł zabójczą skuteczność podstępu? Wolno o tym wątpić. Czy żałował swego drogiego i niezastąpionego Fanciulla? Słodko i sprawiedliwie jest w to wierzyć.
Panowie winni przestępstwa po raz ostatni cieszyli się widokiem komedii. Tej samej nocy nie było ich pośród’ żywych.
Od tego czasu wielu mimów, słusznie cenionych w roz- | maitych krajach, zjawiało się, by grać przed dworem w ***; ale żaden nie mógł dorównać cudownym talentom Fanciulla I ani dostąpić lak wielkiej łaski.
Kiedy oddalaliśmy się od sklepu tytoniowego, mój przyjaciel starannie porozdzielał pieniądze: do lewej kieszonki kamizelki wsunął małe złote monety; do prawej małe srebrne monety; do lewej kieszeni spodni garść miedziaków; do prawej wreszcie dwa franki w srebrze, którym przyjrzał się ze szczególną uwagą.
Jaki dziwny i drobiazgowy podział!” powiedziałem do
Natknęliśmy się na biedaka, który drżąc wyciągnął ku tum czapkę. Nie znam nic bardziej niepokojącego od niemej Wymowy tych proszących oczu, w których dla człowieka wrażliwego i umiejącego w nich czytać kryje się tak wielka pokora i wyrzut zarazem. Coś pokrewnego temu mieszanemu uczuciu można ujrzeć w załzawionych oczach bitego psa.
Datek mego przyjaciela znacznie przewyższał mój własny, I powiedziałem:
Ma pan słuszność; prócz przyjemności, jaką daje nam wskoczenie, nie ma większej niż sprawić komuś niespodziankę.
- To była fałszywa moneta — odparł spokojnie, jakby usprawiedliwiając swoją rozrzutność.
Ale w moim nieszczęsnym mózgu, który zawsze szuka gwia/d w południe (jaką męczącą cechą obdarzyła mnie Datura!), pojawiła się nagłe myśl, że postępek przyjaciela może tłumaczyć tylko chęć odmienienia życia tego biedaka;
67