Dla McLuhana elektroniczne środki przekazu stanowią bowiem wynalazek — pierwszy tego rodzaju — który nie umniejsza, ale przeciwnie, po|j tęguje sferę naszych doznań zmysłowych. Dotych-; czasowe sposoby przyspieszonego przekazu informacji, przede wszystkim zaś pismo i druk, zubożały nasze możliwości ekspresji, dając nam „oko zamiast ucha” i sprowadzając całe bogactwo naszych odczuć do suchego komunikatu. Obecnie działające z oszałamiającą szybkością środki elektronicznej nie tylko nie obdzierają naszych doznań z ich bogactwa, ale stanowią, co McLuhan podkreśla wie-| lokrotnie, „przedłużenie naszego systemu nerwo-i wego”. Radio jest naszym „przedłużonym”, wiele-^ setkrotnie wzmocnionym, słuchem, telewizja jest naszym spotęgowanym wzrokiem. Nagle więc,-dzięki tym środkom przekazu, człowiek zaczyna odzyskiwać swoje dawne zagubione poczucie uczę-; stnictwa w wielkiej iplemiennej wspólnocie, która znów może się widzieć i słyszeć nawzajem i która otacza nas zewsząd, niczym dawna, plemienna wioska.
W terminologii McLuhana pojawia się termin the global village — „globalna wioska” obejmująca cały świat.
Z tego też stanowiska zanika nagle cała, sygnalizowana w tym szkicu, problematyka treści, jaką przynoszą środki przekazu, problematyka, którą reprezentował Macdonald lub szkoła „liberalna”.
„Technika elektryczna — pisze bowiem McLuhan — jest bezpośrednio związana z centralnym układem nerwowym człowieka, więc bzdurą jest mówić o «preferencjach programowych* odbiorców, skoro rzecz dotyczy przekazów nadawanych po ich własnych włóknach nerwowych. To tak, jakby pytać mieszkańców wielkiego miasta, jakie widoki i dźwięki chcą mieć w swoim otoczeniu. Skoro raz pozwolimy prywatnym osobom manipulować naszymi zmysłami vi nerwami i zarabiać na
dzierżawie naszych oczu, uszu i nerwów właściwie pozbyliśmy się wszelkich praw.”
Człowiek wtapia się w swoje nowe, elektroniczne środowisko dokładnie tak samo, jak jego praprzodek wtapiał się w środowisko dżungli czy stepu, nie wybierając sobie tego, co chciałby od nich otrzymać.
8. MOZAIKA ELEKTRONICZNA
Jest rzeczą dosyć łatwą wskazać w przeprowadzonym powyżej wywodzie, będącym streszczeniem historiozofii McLuhana, istotne braki i punkty wątpliwe. Można więc powiedzieć, że człowiek „galaktyki Gutenberga”, mimo że posługuje się drukiem jako zasadniczym środkiem przekazu informacji, nie przestaje jednak przez to rozmawiać i myśl o likwidacji kultury oralnej przez kulturę alfabetu fonetycznego jest wyraźnym przejaskrawieniem. Można także powątpiewać, czy jedynie kultura oralna jest w stanie wytworzyć w ramach organizacji ludzkiej więzi porozumienia symbolicznego, więzi wspólnego sacrum, mając na uwadze wiele zbiorowych symboli, wierzeń i świętości, które nie tylko przechowały się, ale wręcz wyrosły na gruncie słowa pisanego, w postaci na przykład pomników literatury czy systemów filozoficznych. Można wreszcie zakwestionować zasadniczy aksjomat tego rozumowania, w myśl którego kultura oralna, prelogiczna i prehistoryczna, stanowi rzeczywisty teren najpełniejszej realizacji naturalnych potrzeb człowieka; samo pojęcie tych „naturalnych potrzeb” jest bowiem nieco wątpliwe, zakładając, że potrzeby te stanowią wartość stałą, niezmienną, która ulec może jedynie deformacji, nigdy zaś płodnej przemianie. Naturalizm tej teorii jest oczywisty, pobrzmiewają w. niej także dalekie echa poglądu, w którego myśl ludzie
13*
195