P1080930

P1080930



TOMASZ WĘGŁAWSKi

wi, dla którego się pojawia. Mamy tu bowiem do czynienia z punktem widzenia, który (pod pozorem wiedzy o innym) sobie samemu uniemożliwia wgląd w to, co możliwie najbardziej własne: stanięcie „bezradnym, milczącym i niespokojnym wobec całości świata i całości samego siebie**. Jak długo trwa taka niemożliwość, wszystko (co spotykamy i co nas spotyka) jest nie do przyjęcia. Dopóki jesteśim w stanie formułować cokolwiek (wnioski, poglądy, postulaty) z punk tu widzenia nas samych, mając właśnie na uwadze prawdę nas samych oddaną w możliwość bezwarunkowej samowyrażalności (co nie implikuje w żadnym razie negacji, a tym bardziej pogardy dla „obiektywnego” i „poza-nami” - oba pojęcia są umowne), dopón właśnie owa naiwność pozostaje wyrazem naszej wolności.

Może popełniamy zasadniczy „błąd”, kiedy domagamy się, żeby to, co jest, było dobre dla nas? Może wyzwalamy się z tego błędu, kiedy potrafimy skutecznie chcieć, żebyśmy to my byli „dobrzy” dla tego wszystkiego?


Dziwność sytuacji polega na tym, że ten rodzaj odrzucenia „naiwności” przedstawia się sobie samemu i innym jako dojrzałość (polegającą między innymi na odrzuceniu złudzeń) i jako trzeźwość wobec tego, co jest i co nas spotyka (przy czym wyróżniającą cechą lej trzeźwości jest zachowanie pragmatyczne, rozumiane jako możliwie najbardziej ekonomiczne w danym momencie i sytuacji - czyli raz jeszcze porzucenie złudzeń). Sprawia to, że ktoś, kto tak patrzy, bynajmniej nie opisze swojego obrazu świata formułą „wszystko jest nie do przyjęcia”. Przeciwnie, będzie przekonany, że (w odróżnieniu od „naiwnych”) właśnie znalazł sposób, dzięki któremu życie, rozumiane jako „funkcjonowanie” w realnym świecie tworzonym przez rzeczy i zdarzenia do nas przychodzące i przez wychodzące od nas pragnienia, zamiary i interesy, jest do przyjęcia.

Czy zatem jest takie miejsce, z którego wszystko, co spotykamy i co nas spotyka, okaże się do przyjęcia w najprostszym i zwyczajnym sensie tego słowa? A jeśli jest takie miejsce, to pytanie brzmi jak można na nim stanąć? I jak wtedy „jest do przyjęcia” (czyli: jak możemy przyjąć) to, co mamy przed sobą.

W zwyczajnym wypadku rozumiemy, że „do przyjęcia” jest dla nas to, co jest (dla nas) dobre. Owo „dobre” można też rozumieć

funkcjonalnie - tak, jak to próbowaliśmy pokazać wyżej. Ale w punkcie refleksji, do którego doszliśmy, wiemy już, że jesteśmy poza „zwyczajnym wypadkiem" i że „zwyczajne” okazuje się bezsilne wobec jądra naszego pytania. Może więc popełniamy zasadniczy „błąd” (cudzysłów wskazuje na pewną bezradność wobec naturalności tego błędu), kiedy domagamy się, żeby to, co jest, było dobre dla nas?

I może wyzwalamy się z tego błędu, kiedy potrafimy skutecznie chcieć, żebyśmy to my byli „dobrzy” dla tego wszystkiego? Jeśli ma sens bliskie mi myślenie o Bogu, który zupełnie wyrzekł się siebie, to okazuje się, że to Bóg pierwszy odrzucił ten „błąd” i że to właśnie o sobie mówi - ale mocą odrzucenia „błędu”, o którym mowa, nie mówi tego jako Bóg, ale jako człowiek. To Jego słowo — jak każde Jego słowo - zakłada człowieka i jest jako słowo człowieka. Zycie (wszystko) widziane bez człowieka, i to nie bez człowieka w ogóle, ale bez tego oto człowieka, jest widziane nieprawdziwie, nawet jeśli ten sposób widzenia przynosi komuś (czy też wielu) całkiem wymierne i uchwytne korzyści. To jest miejsce, na którym musiałoby się pojawić najtrudniejsze pytanie kierowane do Boga. Chodzi o sens słowa o „dobroci stworzenia” wobec zła i cierpienia.

Odpowiedzią na pytanie o miejsce, na którym wszystko jest do przyjęcia, jest miejsce śmierci jako to jedyne, na którym każdy staje zupełnie i tylko jako on sam i tak właśnie może odnieść się do wszystkiego, co nie jest nim. Miejsce to jest w każdym momencie obecną dla nas możliwością. I jest to możliwość rzeczywiście „całościowa” — jej „całościowość” dochodzi do głosu w zderzaniu się w niej dwu (pozornych) sprzeczności: (1) to jest możliwość wyjścia poza (wszystko, co - jako życie - okazało się w ogóle możliwe); ale takiego wyjścia poza (2), które całe konsumuje się w teraz — nie ma/nie może już sięgać do czegoś poza teraz.

Śmierć tak zjawia się w życiu - tak zostaje w życie „ściągnięta”, że ujawnia się cała dana z nią możliwość - to jest ostatecznie cała możliwość tego oto życia. Oznacza to, że stoimy wobec momentu („czynu" czy raczej „gestu” - w ponadkategorialnym znaczeniu tych słów) zarazem zupełnego i otwartego. Gest ten pozwala człowiekowi znaleźć się w akcie wyprzedzającego poznania tego, co w zwykłym porządku rzeczy jest nie-do-poznania - a więc stanąć wobec


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wittgenstein4 Wykład o etyce 83 pieczny, cokolwiek się zdarzy. Mamy tu znów do czynienia z błędnym
scandjvutmpc501 190 kalenda, dla którego się oni tyle okazują namiętnemi (I); dalej szega-lub czega
skanowanie6 ■ Jak widać, wpływ dorosłego jest niewątpliwy. Ale zdaje się. że mamy tu także reakcję s
CCF20081221110 pisuje się żadnych bytowych determinacji, „naukowość*’ jest punktem widzenia, który
takie określenie przyjąć się daje: głównym tu bowiem składnikiem definicji jest antologja. Inaczej
32 Dorota Klus-Stanska Zniewolona tożsamość Oto mamy zatem w szkole do czynienia z utrzymującym się
skanowanie0026 Dla McLuhana elektroniczne środki przekazu stanowią bowiem wynalazek — pierwszy tego
Bajeczka Bolesław Kołodziejski Tu ptaszka małego gniazdeczko. Tu się rozlało mleczko. Tu żabka do wo
BÓG ZAPRASZA NA UCZTĘ 3 Zaproszeni zaczęli się wszyscy wymawiać^Mają bowiem do załatwienia różn
skanowanie6 * Jak widać, wpływ dorosłego jest niewątpliwy. Ale zdaje się. że mamy tu takie reakcję s
Image462 Przykład 3. Podać rozwiązanie selektora czasowego, na którego wyjściu pojawia się impuls o
Slajd24 (5) Monopol naturalny to taki dla którego koszty przeciętne zmniejszają się wraz ze wzrostem
14 194 10. Zmęczenie materiału rodnego, dla którego wytrzymałość zmęczeniowa stabilizuje się dopier
Gałdowa3 Relacjonistyczne ujmowanie osoby wywodzi się od Platona, dla którego ....to, czym jest dany

więcej podobnych podstron