później inny, równie rozemocjonowany wróg „sztuki królewskiej”, dodawał dobitniej „Mason jest to junak — Bogu samemu wydający wojnę, a nie mający tyle I męstwa, aby się oddzielił od bandy hultai. Czyni się mądrym, a chce koniecznie wszystkiemi uczynkami dowieść, że jest bydlęciem [...] i chełpi się ludzkością, | a jest biczem na ludzi. Nazywa się mularzem, a na mulatce tyle się zna, co koza na pieprzu, słowem co do religii jest bezbożnik, co do cnoty złodziej, co do poczciwości hultaj, co do przyjaźni zdrajca, co do przysięgi masońskiej niewolnik, co do rozkazów masońskich poddańczuch, co do składek masońskich czynownik, co do schadzek masońskich — rozpustnik, co do strojów i ceremonii masońskich błazen”.
Polskie biblioteki i archiwa skrywają w XVIII i XIX-wiecznych zbiorach niejeden taki smaczny kąsek, ciekawą anegdotę, zaciekłą polemikę. Pochodzą one zarówno ze środowisk wolnomularskich, jak i z kręgów przeciwników masonerii, często zresztą eks-masonów, czasem od biernych obserwatorów ówczesnych wydarzeń. Flirt z masonerią nie zawsze i nie wszystkich jednakowo przerażał. O ile w latach siedemdziesiątych XVIII wieku, jak twierdzą pamiętnikarze, dopiero „nieznacznie przyzwyczajono się bez oburzenia słuchać o masonerii", to już po 1815 roku użalał się w liście ksiądz Szymański, iż „z magnatów ledwie najdziesz którego, co by do tego bractwa nie należał, lecz mają między sobą i podlejszych, jak to muzykantów i Żydów.
6