50
Wieczerza bardzo ożywiona, każdy opowiada o swoich przygodach i wzruszeniach — moje są bardzo silne. Lecz dzień dzisiejszy przyniósł nam o wiele wybitniejszy wypadek.
W chwili niepokoju ogólnego o los naszych przyjaciół, około godziny 1 O-ej wieczorem, siedząc na wzniesieniu przeznaczonem do badania mgły, usłyszałem najpierw jakiś' niejasny szmer, następnie śpiew rytmiczny w takt uderzanych wioseł. To oni! Widocznie także błądzili.
Sylwetka dzielnej łódki zarysowuje się o parę kroków i zbliża siłą wioseł, ponieważ żagiel trzeba było ściągnąć. Cóż to za masa niekształtna, wątpliwej białości, zwalana czerwienią, zapełnia dno łodzi?
Jakkolwiek upadają ze zmęczenia, wycieczkowicze są rozpromienieni; dokonali bohaterskich czynów, puścili się na polowanie na niedźwiedzie i przywieźli aż trzy sztuki w swej małej łodzi.
Stają się też przedmiotem pełnych zapału owa-cyj w czasie wciągania zdobyczy na okręt. Są to: ogromny niedźwiedź samica i dwa małe niedźwiadki, których krew zalała całe dno lodzi.
Znacie już Stadlinga, pozwólcie przedstawić sobie jego dwóch towarzyszów, Appelberga, studenta wyższej szkoły politechnicznej w Sztokholmie i Axel-staclda, technologa z uniwersytetu sztokholmskiego. Pierwszemu z nich ustępuję pióra, by nam opisał szczegóły tych przygód dramatycznych:
„Przypominacie sobie prześliczny dzień 28 czerwca; słońce, odbijając się jak w lustrze na wodach Smeerenburga; poblizkie góry tworzącę krajobraz dziki i wspaniały. Przypominacie sobie pewno także lodowiec w głębi Smeerenburga. Opowiadałem wam już przygodę, gdy urwany od niego kawał lodu wpadł w morze z taką gwałtownością, że wywołał swym upadkiem silny bałwan, który nas o mało nie potopił i sprawił nam mimowolny prysznic.
„Natychmiast po tej awanturze spieszę, by zdjąć fotografię lodowca i oto natrafiam na wybrzeżu w śniegu na ślady trzech niedźwiedzi, idące ze wschodu na zachód, w kierunku South Gatt i pełnego morza.
„Uwiadomiwszy towarzyszów o tern zachęcającym odkryciu, wchodzimy do łodzi z mymi przyjaciółmi, z których jeden pilnie jest zajęty suszeniem na słońcu ubrania po wspomnianej kąpieli.
„Rozpoczęło się polowanie nadzwyczaj oryginalne: moi towarzysze wiosłowali, ja trzymałem ster, obserwując równocześnie przez lunetę ślady na brzegu i dalszy ich kierunek. Ślady te prowadziły nas ciągle od wschodu ku zachodowi. W niektórych miejscach zwierzęta prawdopodobnie kładły się na odpoczynek w rowach śnieżnych. W innych miejscach' na spadzistych wybrzeżach zabawiały się zjeżdżaniem na swoich własnych sankach. Objechawszy dv?a przylądki i stary bardzo lodowiec, przybyliśmy do trzeciego przylądka, po za którym znajdował się inny lodnik, prawie 2 kilometry szeroki. Naprzeciw nas pływała ogromna kra lodu.
„Dotarłszy do najdalej wysuniętego cypla, zatrzymaliśmy się, zgubiwszy dalsze ślady i doszliśmy do przekonania, że niedźwiedzie znajdują się w pobliżu.