Wstęp. Odjazd z Neapolu. Życie na okręcie. 15
właśnie do południowej Kolonii niemieckiej, gdzie miał badać niezliczone ilości ptactwa, dotąd prawie nieznanego, a potem kollekcyę wypchanych okazów przesłać muzeum swego uniwersytetu. Robił on już kilka wypraw naukowych do Azy i, a świat ornitologiczny zna tak doskonale, że już z góry wie pewnie, gdzie jakie gatunki spotkać można. Najprzyjemniejsze chwile z okrętu były te właśnie, które spędziłem w jego towarzystwie; zdumiewałem się jego szeroką wiedzą i śmiało mogę powiedzieć,' że rozmowy z nim były najlepszym wstępem i przygotowaniem do naszej wyprawy w głąb nieznanych krain. Obecnie miał on stanąć w Darsalham, gdzie zarząd kolonii miał mu dać karawanę i wskazówki co do dalszej wyprawy. Pragnieniem jego jednak było pójść szlakami ekspedycyi niemieckiego uczonego Schyllinga, t. j. od Tangi aż do jeziora Wiktorya Nyanzya. Z polecenia rządu, który dał też na to kolosalne fundusze, ma on zbadać, czyby się nie udało zebry i antylopy znane Eland oswoić i przystosować do celów pociągowych. Gródl wątpi, czy mu się to uda, próby jednak robić będzie, bo rządowi chodzi ogromnie o to, aby przez ułaskawienie tych szybkich zwierząt wpłynąć na (większy) rozwój rolnictwa. Byłaby to rzeczywiście sprawa doniosłego znaczenia, bo ukąszenie muchy tze-tze dziesiątkuje formalnie konie, osły i muły, kiedy a zebry i antylopy Eland ukąszenia jej są prawie nieszkodliwe. Posługują się tam jeszcze wprawdzie wołem gatunku Zebu (z garbem), jest to jednak stworzenie tak słabe i powolne, że do gospodarstwa zupełnie się nie nadaje.