130
a nie umiejąc po angielsku, nie wiedziała od czego zacząć rozmowę. Po odejściu tej całej armii sztywnych „miss" i „ladies," wicekrólowa odezwała się do mnie:
— „Ełles vienneut me voir comme ou regarde un oiseau dans sa cage.“
W balach dworskich wicekrólowa udziału nie bierze, wolno jej tylko patrzeć przez zakratowane okna haremu, wychodzące na pałac, jak się bawią kobiety europejskie, jak błyszczą strojem i wdziękiem, jak flirtują z egipskimi baszami i bejami; biedne zaś żony tych ostatnich nie mogą nawet mieć satysfakcyi natarcia uszu swym małżonkom za tę winę, bo srogie prawa haremu mężczyznom zupełną zapewniają swobodę.
W ostatnim roku pobytu mego w Kairze uczyniono dla wicekrólowej pewne ustępstwo: w czasie balu jeden z adjutantów khedywa oznajmił wszystkim paniom z koła dyplomatycznego, iż wicekrólowa oczekuje ich wizyty. Przeprowadzono nas przez długi szereg komnat, w końcu ukazały się strzeżone przez sześciu murzynów drzwi do haremu. Gdy podniesiono ciężką kotarę, ukazał się oczom naszym istnie czarodziejski obrazek: w pośrodku saloniku, obitego różowym jedwabiem, siedziała khedywowa w przepysznej toalecie, ozdobionej aż do dołu brylantami. Wysoki dyadem zdobił czarne jej włosy, a pulchną szyję otaczał kołnierz z drogich kamieni, misternie ułożony. Podziwiałam ją wtedy w całej pełni szczęścia i swobody; dziś śmierć męża i de~po-tyzm syna przygnębiły ją i zmieniły do niepoznania.
Urządzenie sal w haremie wicekróla jest już zupełnie europejskie i wcale niegustowne. Jaskrawe obicia na meblach, angielskie dywany, w olbrzymie kwiaty, na ścianach zwierciadła w złotych ramach i bardzo liche obrazy, wszędzie zaś mnóstwo fraszek i świecidełek, porcelanowych figurek, albumów z fo-
tograflami młodych europejskich mężczyzn i t. p, nowości.
Gdzieniegdzie zapomniany wyziera z ukrycia misternie rzeźbiony sprzęcik arabski, lub cenny perski dywanik. Tylko sypialnia wicekrólowej urządzona jest z dawnym przepychem; nad srebrnem łożem upięta kotara, haftowana jest prawdziwemi perłami, nawet poduszki klejnotami są ozdobione; mimo to, patrząc na ten przepych, przychodzą na myśl słowa księżniczki szwedzkiej, która, zwiedzając tę sypialnię, zawołała: „C’est trop beau, on ne saurait on rnetre la tete."
Miałam parę razy sposobność rozmawiania sam na sam z wicekrólową, a jedna szczególnie z tych wizyt utkwiła mi żywo w pamięci. Otrzymawszy polecenie, aby w imieniu naszej cesarzowej prosić o fotografię wicekrólowej z jej własnoręcznym podpisem, udałam się do pałacu w dniu, który nie był dniem ogólnego przyjęcia. Wprowadzono mnie do prywatnego saloniku khedywowej, a ulubiona jej niewolnica Azra, blada, wysmukła, czarnooka Czer-kieska, dała mi do zrozumienia, iż pani jej zaraz się ukaże. Tymczasem wysłano na moje powitanie małe księżniczki.
Miłe to były dziewczątka, liczące wtedy jedna 11, druga 8 lat (dziś obie są już zamężne). Trzepały po angielsku o wiele lepiej niż po turecku; szpecM je tylko ciężki przesadny ubiór: małe te osóbki zdawały się uginać pod ciężarem atłasów, koronek i klejnotów, któremi je obwieszono.
Wicekrólowa nie dała mi długo czekać na sie- " bie; ukazała się wkrótce w paryzkiej, pysznej toalecie. Po zwykłych powitaniach zwyczajem tureckim pytam o zdrowie wszystkich z rzędu osób rodziny khedywa. Dziękując, odpowiedziała mi. księżna zarazem, że niezmiernie jest zadowoloną z umieszczenia synów w Theresianum w Wiedniu: „Y’espere