216
wielu sławnych ludzi w Polsce, dość wymienić arcybiskupa Stablewskiego, Modrzejewską, Paderewskiego, Sienkiewicza, Witkiewicza.
Znajomość z tym ostatnim, datująca się od roku 1887, gdy Witkiewicz poraź pierwszy przyjechał do Zakopanego, niebawem zamieniła się w serdeczną przyjaźń. Kiedym poraź pierwszy poszedł odszukać Sabałę — opowiada Witkiewicz— było to w zimie:
:
Zastałem go w czarnej izbie góralskiej chałupy, niań-czącego wnuka, w strasznym zaduchu i gorącu, w otoczeniu siedmiorga jaghiąt i pary cieląt, zimujących w izbie. Chudy był i schorzały. W mroku chałupy, światło okienka przełamywało się w jego przygasłych oczach, czerwonym, fosforycznym blaskiem, jakim świecą oczy owiec w ciemnościach. Uradował się z naszego przyjścia, bo Sabała lubi świat i ludzi; nie trzeba też było długo namawiać, żeby z nami poszedł. Zarzucił cuchę, która zadźwięczała strunami gęśli, ukrytych w rękawie. Obwiązał chorą głowę kawałkiem szmaty, wziął ciupagę i poszliśmy. Mały wnuczek, przywiązany do dziadka, wygramolił się przez próg i dreptał za nami bosemi zsiniałem! nóżkami po śniegu. Z trudem zatrzymano go przy chałupie, Sabała mówił: „Prosem piknie, to takie miłe, dobre chłopcysko! A takie śpata sprzętne, wywyrtne, z pieca cy kany to to hipnie, jak dziki cap, hej!“
Witkiewiczowi i jego książce „Na przełęczy” zawdzięcza Sabała swą sławę na ziemiach polskich. On go utrwalił w pamięci ludzkiej, on go spopularyzował w Polsce, on mu postawił pomnik wiecznotrwały.
On w „Na przełęczy" skreślił jego mistrzowską charakterystykę, arcydzieło w swoim rodzaju, on spisał najciekawsze opowiadania Sabały o jego polowaniach na niedźwiedzie, i „walkach homeryckich z Liptakami", które nazywa „wspa-niałemi epopejami", on wreszcie,, przez swe dwie znakomite książki o Tatrach, stał się tym pisarzem w Polsce, na którego styl i język, doskonale posługujący się gwarą góralską, Sabała wywarł najsilniejszy wpływ.
Że z sobą żyli w przyjaźni, że Sabała bardzo często odwiedzał Witkiewicza w jego domu na Krupówkach, że nieraz całe długie godziny przegawędzali z sobą, to się rozumie samo przez się. W końcu zostali nawet „kumotrami".
Lecz mało tego. Gdy w roku 1891 Modrzejewska, przyjechawszy z Ameryki na gościnne występy do kraju, bawiła w lecie w Zakopanem, przyszło za sprawą Witkiewicza do tego, że mu z Sabałą trzymała dziecko do chrztu, nawiasem mówiąc, dziecko nie w pieluszkach i poduszce, lecz dobrze już wyrosłe, tak, że go wcale przy chrzcie wobec księdza, Stolarczyka na ręku z kumą trzymać nie było potrzeba, bo samo doskonale stało na nogach.
O tych pamiętnych chrzcinach tak raz Sabała opowiadał
Stopce:
—1 Raz siedzem se przy piecu na nalepie i warzyłek se kioski i grzałek sie przy ogniu. Jaze przylatuje nadysane kuharcontko od pana Witkiewica. i zacyna tak padać: „Sabała, Sabała, zbierajcie sie pilno". „Zje, kaz pudziemy?" I dobrze nie barzo ni mogek sie ś niorn dogadać, toz to udutko-wałek jej, ze zaraz przyńdem, ino sie przewleke, haj. Toz tok sie jej pozbył na kwilę, a tu na drugi dzień znowu je tu, haj. Jazek sie juz w te zabrał, idem co thu, jazek jon zagrzał, bo ona tak wartko nie-była zwycajna. Straśnie mi było pilno, bok sie dowiedział, ze mnie ik miłość, kumoter Witkowie, kcom haj. Kcom se mnom gadać. Straśnie mi było pilno, haj. Straśnie mi było pilno. Za,chodzeni i pokłoniłek sie, jako sie patrzy i pytam sie, coby miało być takiego pilnego. Zejta pilnego nic, a co jest, to jest, haj. „Sabała, Sabała, bedziecie mi trzymać dziecko do krztu". Zej sie namyślał nie bedem. Myśliwskie prawo krótkie. Tok pedział tak, ze dziecko przy-trzymiem. Inok jesce nie wiedział Wtóre. Hnetki mi pedzieli,.