240
kuchni, humor i werwa, obrazowość i bogactwo opowiadań Sabały są nieporównane.
Kto więc chce znać przeszłość góralską i naczytać się Sabały w najpoprawniejszej edycji, ten niech go słucha „we wirchach kany, przy watrze", albo w szałasie, jak on opowiada to swoim towarzyszom, dobrym znajomym z pomiędzy „panów", młodzi góralskiej, która się go za-słuchuje, lub wspomina ze starymi bacami dawne czasy.
Jego opowiadania są rzeczywistą epopeją górskiego ludu, krystalizują w sobie wszystkie jego czucia i myśli W sposób niezwykły. Na tym przełomie do nowych form życia, jego opowiadania są jak łuna świecącą nad doga-sającem ogniskiem, jak ostatni promień wspaniałego słońca, które się o b z i e r a po świecie świetnemu blaskami, nim zgaśnie na zawsze.
Jak świadczy Stopka, który najwięcej spisał opowiadań i bajek Sabały, nietylko mu nigdy nie brakło słów do wypowiedzenia swoich myśli, ale -tę samą powiastkę, lub ten i ów szczegół potrafił przedstawić z różnemi warjantami, w sposób odmienny, a zawsze misterny i zręczny, stosownie do audytorjum. Inaczej to samo opowiadał w obecności kobiet., inaczej mięszanemu towarzystwu młodszych i starszych, inaczej samej młodzieży. „Elastyczność mowy i wieczna przytomność umysłu pozwalała mu zawsze znaleźć dowcipną i stosowną odpowiedź dla tych, co go chcieli zbić z tropu i udowadniali mu nieprawdopodobieństwo faktów, które przytaczał. On wierzył w to, co mówił..." '
Opowiadania jego nie zawsze miały ze sobą związek, a to dla różnych epizodów. Bo jak Wojskiemu ze słynną historją Bomejki i Dowejki, tak i Sabale zdarzało się nieraz, że początek czegoś opowiadał z rana, a potem zeszedł na manowce, zagubił się i zapomniał, od czego zaczął; dopiero później, przypomniawszy to sobie, nawiązywał przerwany wątek i kończył.
Z mowy jego „wiało jakieś marz,yeielstwo“ obok chęci przedstawienia rzeczy wiernie, wyraziście i dobitnie, a to „z tą tragiczną grozą, przed którą słuchacz truchleje i ma pewne poszanowanie dla siły i namiętności bohatera". Oprócz historji myśliwskich, godnych zestawienia z najlepszymi epizodami łowieckimi z „Pana Tadeusza", ze szczególną predy-lekcją opowiadał Sabała różne dramatyczne historje zbójnickie, najczęściej kończące się w lochach węgierskich zamków nad Wagą, lub w więzieniu na samej łysinie Orawskiego zamku, skąd więzień mógł się ratować, podarłszy swoją bieliznę w strzępy i powiązawszy w długą taśmę, tylko, że niestety, liny takie, na których się spuszczali po wyłamaniu lub przepiłowaniu kraty „Sabałowi honorni chłopi", nigdy nie dosięgały ziemi... Bolał nad nimi opowiadający o nich Sabała, że tak wcześnie musieli gnić w lochach, lub ginąć na szubienicy, „bo byli setni i dobrze towarzysowali, a jeden za drugiego byłby się dał na drobne kąsecki porąbać".
Ale wśród tych sabalowych historji zbójeckich nie brakło i wesołych, jasnych, świadczących o niesłychanej fantazji tatrzańskich opryszków. Takim był np. słynny Mateja (ten sam, który miał ową pamiętną rozmowę z ks. Stolarczykiem), o którym Sabała, taką np. opowiadał awanturniczą wyprawę, najprawdopodobniej jako jej uczestnik:
— Była, prosem pieknie wasyk miłości, na Orawicak wielga karcma, a w niej synkowała hruba karcmarka, a hłopa miała nic pote. Siedział sićko przy niej doma, ale sie nie radzi widzieli, haj. I dobrze nie bardzo, straśnie był cujny. Dudki miał w komorze i straśnie ich cujnie strzeg. I co sie nie robi, zwiedział się o nik Wojtek Mateja, tozto hodził. i zahodził koło karćmy i kumory, haj, ale ani on, ani towarzyse jego ni mogli zmylić karcmarza, i co się do dutków zabierom, to ile odegnali, bo sie zwiedzieli zaraz. I co Mateja nie robi, tak im napedział: „Hy-bajmy jesce raz, kiby to byli, ajby byli, siem djasków zja-
Legendowe postacie zakopiańskie 1°