ową rzewnością smętną, jaka tylko arabskim koniom najczystszej krwi jest właściwą.
Rzekłbyś że koń ów ma duszę w sobie, duszę, która czuje swoją dzielność i wspaniałość i która się smuci, że ją Stwórca w zwierzęcem uwięził ciele. Każda żyłka igrała życiem, każde ścięgno czy wyprężone, czy skurczone, wydawało się w całej czystości i skończeniu, a tok postaci, wyrazistość wszelkiego zgięcia, była tak doskonałą, a wdzięk ruchów i zwrotów tak przytem miły i okrągły, iż oko zachwycone, patrząc na tego konia, samo sobie nie wierzało, a w duszy wątpliwość powstała, czy tc czy tylko ułuda.
„Arabowie z zachwyceniem spoglądali, a stary (przyjaciel J. Dzieduszyckiego) stłumił oddech w ręka mu na siwej brodzie spoczęła, a oko, łzą radości błyszczące, wzniósł ku niebu i wyrzekł uroczyście ustęp z Alkoranu o koniach.
„Błogosławione łono matki, której syn posiada takiego konia. Bóg jest wielki." — Arabowie powtórzyli za nim „Bóg jest wielki! Allach Kerim!“
— Co to za koń? zapytał hrabia.
To Abu-Cheil (ojciec koni). Jego to poprzednicze
pokolenie nosiło proroka, kiedy uciekał z Medyny do Mekki! Franku, gdybyś tego konia dostał, byłbyś bogatszym nad wszystkie króle wasze. Sułtan pozazdrościłby ci, bo to perła Arabistanu. Jedno słońce na niebie, a jeden Abu-Cheil na ziemi!
— Czyj to koń? zapytał hrabia.
— Nasz! odpowiedziała cała gromada Arabów świeżo przybyłych, w liczbie może trzydziestu.
— Jakto was wszystkich?
HKtorya pow. konia.
14
209