269
łkanie, do nielicznych otaczających ją dworzan, kto mi przywiezie córkę, temu ją dam za żonę, gdy dorośnie.
Chwil kilka trwało milczenie, potem wysunął się naprzód niepoczesny, lecz poczciwego serca szlachcic i zrobiwszy znak krzyża św., rękę wojewodziny ucałował, zapewniając, że albo zginie, albo jej pociechę przyniesie. Jakoż tak zręcznie hordę tatarską wymijał, że potrafił dotrzeć do niesplondrowanego jeszcze dworu Kazanowskich, dziecinę zabrać i przywieść ją do matki do Pod-kamienia, gdzie się rodziła przed rokiem.
Gdy z upływem lat Marja wyrosła z dziecka na dziewczynkę, powiedziano jej o obietnicy jaką uczyniono co do jej osoby, a ona nawykła tę o-bietnicę uważać za świętą i nieodmienną, dworzanina znacznie od siebie starszego nazywała wesoło swoim wybawcą i przygotowywała się do dotrzymania danego przez matkę słowa.
Lecz zaledwie skończyła lat piętnaście, wystąpił z prośbą o jej rękę Stanisław Jabłonowski, późniejszy wojewoda ruski i hetman wielki koronny. Partja to była świetna i zewsząd namawiać ją zaczęto. Lecz ona opierała się dopóty, dopóki jej wybawiciel suto obdarowany, sam rodziców z danego słowa nie zwolnił.