40
„Z początku (mówi Ludwika Ossolińska w biografii naszej autorki), wachału się nieco, gdyż obawiała się wikłać w owe rozliczne związki ziemskie, wśród których tak rzadko umysły wyższe, i serca zbyt drażliwie czułe, znajdują szczęście. Wąchanie to przecież wkrótce ustało, gdyż się szczerze przywiązała do zacnego człowieka, rzeczywiście ją cenić umiejącego. Nier długo po ślubie udała się z mężem na ciągły pobyt do majętności w Lubelskiem położonćj, gdzie przez kilkanaście lat przemieszkiwała. Przez ten tak długi przeciąg czasu, nie pożałowała Jaraczewska swego wyboru. Mąż jej był wzorem prawości, rzetelności i tych wszystkich przymiotów, cechujących prawdziwie szlachetną naszego rodu, duszę. Kochając go tóż szczerze, nie zatęskniła nigdy w swern miłćm zaciszu, do obfitego w rozrywki świata. Prócz licznych umysłowych zatrudnień, które jej żywość wyobraźni koniccznemi czyniły, dogadzała tudzież wrodzonej tkliwości serca, zajmując 6ię przede-wszystkiem powodzeniem swoich włościan, i ukształceniem ich moralności. Wiedząc, iż w każdym stanie, religia jest naj pewniej szem źródłem oświaty i szczęścia, postarała się najprzód o gorliwego proboszcza. Chcąc mu osłodzić i ułatwić pierwsze w pięknym, lecz ciernistym zawodzie kroki, uczestniczyła częstokroć jego apostolskim pracom i staraniom, czyto w odwiedzaniu chorych, czy pocieszaniu strapionych, czy w pojednywaniu zwnśnio-nych. Mając wzgląd tudzież na szczupłość funduszów okolicznych księży, nie-dozwalającą im nabywania dobrych i pożytecznych książek, utworzyła swemu proboszczowi małą, lecz wyborową biblioteczkę, złożoną z najlepszych dzieł duchownych i religijno-moralnych, z upoważnieniem pożyczania tychże, wszystkim Bąsiednim kapłanom; przez lat kilka wciąż, i do chwili niemal zgonu pomnażała ten zbiór szacowny.
„Mieszkanie jćj ńa wsi choć chędogie, miłe, podobnem było niekiedy do szpitala: wszyscy bowiem chorzy z jej włości, a często nawet i z obcych przychodzili lub przysyłali prosząc o lekarstwo i wsparcie, których nie odmawiała nikomu. Obwodowy doktor zgodzony rocznie, objeżdżał raz w tydzień wszystkich jćj włościan, a gdy tego potrzeba wymagała, i gwałtowniejsze grassowały choroby, nietylko bywał codziennie, ale i innych z okolicy doktorów i chirurgów przywoływano. Prócz tego, była jeszcze i domowa apteczka, zawierająca wszystkie lekarstwa, jakich tylko zapotrzebować można w nagłych przypadkach i początkowych słabościach. Lecz nie na tem ograniczała się dobroć Jaraczewskiój: znała to, iż jedynie uprzejmość serca, umila dar ręki, i że biednemu każde słowo staje się pociechą, każdy dowód troskliwości dobrodziejstwem. Snma przeto odwiedzała i pielęgnowała chorych, nie obawiając się częstokroć najniebezpieczniejszej zarazy, i ostadznjąc nieraz umierającym ostatnią z życiem walkę, odmawianiem tkliwych i z serca płynących modłów. Czynna jej i przemyślna dobroć, umiała każdej chwili nadać użytek, i wszystkie nawet rozrywki w dobre przeistaczać uczynki. Celem prawie codziennych jej przechadzek było rozwożenie lekarstw cierpiącym, pożywienia głodnym, wsparcia potrzebnym, pomocy i radości wszystkim.