154
iż wam żadnego niepokoju i obawy nie sprawiam, oto jest ofiara godna tylko tak wielkiego celu i nagrody.”
I ojciec jego dzielił święty zapal syna, i pragnął gorąco by kraj jego zrzucił jarzmo francuzkie. A matka płacząc pobłogosławiła drżącą dłonią chlubnym zamiarom ukochanego dziecka.
Piętnastego marca 1813 r., pożegnał Teodor Kerner Wiedeń, przybył do Wrocławia, i zaciągnął się do korpusu, nowo utworzonego przez majora Lutrów tak sławnego później.
Poświęcenie tegoż nastąpiło w wiejskim kościółku, niedaleko miasteczka Zulten. Kerner w listach swoich tak o tem wspomina:
„Po odśpiewaniu pieśni (która była utworu jego) miał ksiądz do nas mowę, przejmującą do głębi duszy i pełną siły. Żadne oko suchem nie pozostało; potem kazał nam przysięgę wykonać, że dla dobra ludzkości, ojczyzny i religii, ani krwi, ani też żadnego dobra szczędzić nie będziemy. Przysięgliśmy. I on upadł na kolana i modlił się o błogosławieństwo dla idących do boju. Przysięgam na wszechmocność Boga, że to była chwila, w którćj pierś każda namaszczeniem śmierci zawrzała, gdzie wszystkie seroa bochater-sko uderzały.”
Kilka pieśni wojennych napisał w owych chwilach pełnych uniesień z gorejącego serca, młodego wieszcza, które po większej części zdobią zbiór poczyj jego: Leyer und SchwerL
W maju został Kerner adjutantem Lutrowa, którego korpus wszędzie gdziekolwiek był czynnym niezwykłem odznaczał się męztwem.
Nastąpiło zawieszenie broni: Lutrów w Plauen tę wiadomość odebrał, którą jako urzędową mógł uważać. A nie nnpotykając nigdzie żadnych przeszkód, chciał się z piechotą oddziału swojego połączyć. Bez najmniejszej zawady przybył szosą do wioski Kissen pod Lipskiem, gdy na raz jeden ujrzał się przeważną siłą nieprzyjaciół otoczonym. Wysłał Kernem po wiadomość coby to znaczyło; cięcie pałasza powaliło tegoż w drodze, i wśród po-mroki wieczornej rozpoczął się pomiędzy obydwiema stronami bój krwawy.
Po raz drugi jeszcze upndł Kerner ciężko raniony, lecz po chwili zaraz znowu powstał, i wierny koń jego uniósł go w gęstwinę lasu. Zdążający za nim współtowarzysz zawiązywał mu właśnie rany, gdy ujrzał ścigający ich nowy oddział nieprzyjacielski.
— Czwarty szwadron, naprzód! krzyknął Kerner z niezwykłą przytomnością umysłu.
Oddział nieprzyjacielski się zatrzymał, a Kerner zdołał się schronić w głąb lasu.
Ból z ran odebranych począł mu mocno dokuczać; siły go odstępowały, i gorączka z każdą wzmagała się chwilą; już niemal ostatnia ocnlenia się zniknęła inu nadzieja. Usnął z wysilenia, a gdy się obudził nad ranem, ujrzał przed sobą dwóch wieśniaków, któtzy mu swoję ofiarowali pomoc. Orzeźwili posilnym pokarmem, a potóm zaprowadzili wycieńczonego strasznym krwi upływem, manowcami do wsi poblizkiej Gross-Zuchocher.