braźnia, który czuje, i jest najściślej przekonany, że talent tylko jeden, niocen jest doprowadzić człowieka do najwyższego szczytu sławy, jako klucz otwierający podwoje świata, i nadający prawo do wyższości, jakićj ani bogactwa, ani tćż urodzenie nie zdołają przyćmić? Czego to sobie nie wyroi głowa namiętnie do sztuki i do natury przywiązana? Jakich nie wypielęgnuje myśli, coby krążąc w sterze jego pracowni malarskiej, kiedyś urzeczywistnione, wpłynęły do tej ogólnój i świętćj sprawy, sprawy dobra powszechnego? Ten co nie jest artystą, nie jest poetą słowa i życia, ten nie jest w stanie uczuć nawet lekkiego ciepła tego ognia, który pali wnętrzności artysty, jego duszę. Żarząca się wyobraźnia jego, za najmniejszym bodźcem w ruch wprawiona, w bezprzerywnej pracy uczenia się z natury, yr przeskokach swych z pomysłów w pomysły, nabiera z czasem odrębnych własności i barw, *z któremi bię przenosi poza krańce świata rzeczywistego, i tam dopiero, jak w swoim żywiole, nurzając się w myślach, z których wątku do swych dzieł szuka, tworzy właściwe sobie obrazy. I cóż dawnego, że dla takiego artysty świat okaże się zwyczajnem mrowiskiem, gdzie każdy z własnym interesem na plecach, przełazi przez plecy drugiego? cóż dziwnego, że to wszystko, co powszechnie nazywa my cnotą, wyda się mu kuglarstwem, najdroższe nawet uczucia przyjaźń i miłości wierutnem szalbierstwem? Lecz któż to jest ten artysta i poeta? Czy nie ten, co za garść złota napisze dźwięcznie rymowaną odę? za umówioną nagrodę kogoś odmaluje? Najemny wyrobnik, co przedaje talent pióro i sumienie, nigdy nie podniesie umysłu, aby uczuć godność swego powołania; pieniądz jest jego celem, a klamka i przedpokój drogą osiągnienia. Prawdziwy artysta siedzi tam gdzieś na poddaszu, o kawałku chleba z wodą; utrzymuje ciało, aby żywić ducha; maluje, pracuje, nie wiedząc i nie troszcząc się bynajmniej, czy da Bóg, i co da na dzień jutrzejszy! czy kto kupi jego pracę czy nie?
Pełen ognia Orłowski, a jak zwykle każdy młody, jeszcze pełniejszy w nadzieje, nasamprzód zwrócił swe oczy na Litwę. Litwa zdawała mu się Eldorado; snuło mu się w myślach, że tam znajdzie przynajmniej okruchy tych cnót, i przymiotów, jakiemi przed laty możni panowie słynęli, rozumiał, że będzie drugim Jazonem, i talent jego p.jukiem złotym tam znsypią! Nie bierzmy za złe i nie potępiajmy Orłowskiego, że będąc w niedostatku, w prostocie ducha, chciał szukać poprawy losu swojego na dworach znakomitych obywateli; bo zaprawdę, komuż ławiej jest wspierać ta-lenta, kiedy nie tym co się urodzili w doetatka^h, i one potomkom we dwójnasób przekazują! Alboż ten co przy hojnem życiu, marnuiąc fortunę na rzeczy jałowe i sprosne, nie mógłby dać lekkiej ofiary z chluba dla siebie i zaszczytem dla kraju. Nadzieja tą rażą zawiodła Orłowskiego widoki, i napróżno szedł w zapasy z przesądami i obojętnością, o które wszystkie jego marzenia, jakby o twardą rozbiły się opokę.
Orłowski wziąwszy pędzelek i kródę, jako rękojmię swojego losu i szczęścia wyruszył na Litwę, i tam przenosząc się z miejsca nu miejsce, od