0
168
mnocie ludzkość. Brać zaś do malowania wypadki zwyczajne, powszednie, z czego wątek życia indywidualnego najwięcej się splata, to przyznam się jest rzeczą tak blachą, nizką i poziomą, że o tem nawet i wspomnieć nie-warto, e bardziej nie widzę godnem ni pędzla, ni pióra. Lodzie zawsze są ludźmi, mała zaś ilość wybranych dlatego tylko żywi ciało, aby w niem dusza żyć mogła, co dnia jednego nie przeżyje, aby kilka godzin czytaniem dzieł umysłu nie nakarmili; tłuszcze zaś pnsibrzuchów, dla których śniadania, wieczerze i tym podobne zmysłowe uciechy jedynym są celem życia, tych pamięć zagrzebać raczej należy w popiołach kuchennych na wieczny spoczynek, bo tam dla nich miejsce najstosowniejsze.
Wziętość, jakiej doznał Orłowski w tój stolicy, połechtała jego miłość własną, jął Bię do obrabiania przedmiotów najbardziej pod oczy nasuwających się, zaczął studyować naturę indywidualną, chwytać najwierniej formy, ich charakter, i w krótkim czasie stał się niezrównanym, pierwszym mistrzem w obrazowaniu tego ludu, wśród którego mieszkał. Istotnie lat sześć mieszkając w tój stolicy, oświadomiłem się z historya sztuki malarskiej w tym kraju. Do czasów Orłowskiego, jeszcze nie mieli tam malarza, któryby tak dobrze, i z taką prawdą, oddawał przygody życia sielskich mieszkańców. On pierwszy bez żadnej skazówki, idąc za natchnieniem i skłonnością, obrabiał śliczne obrazki, gdzie albo podchmielona wesołość bojarów, albo zabawy i uciechy wiejskiej gromady, z niesłychanym talentem, i urokiem czarodziejskiej sztuki są oddane. Patrzałem na te akwarelle niejednokrotnie, ale przyznam się, że nigdy do sytości napatrzeć się nie mogłem. Bo czyto układ i grupowanie wszystkich figur, czy kompozycya krajobrazu, i akcessoryów, czyto ubiory, kształty wszystkich części ciała, wszystko to cechuje się mistrzostwem, artyStycznoscia, i wyraźnie dowodzi głębokiego wnikania w istotę rzeczy, wszechstronnego rozważania przedmiotu.
Zastanawiając się nad temi jego pracami, które go nic pracy nie kosztowały, poniewolnie wyznać trzeba, że Orłowski był wieszczym malarzem, był on poetą w swoim rodznju, co nie piórem, ale pędzlem, śpiewał przygody ludu. Słynął w prawdzie nieco później, za moich czasów, także znakomity artysta Wenecyanów, ale ten lubo na równi z Orłowskim, wiernie oddawał sielską przyrodę, obierał jednak wzory do malowania w zaciszu domowem, okazywał na sobie wielkie podobieństwo do Teniersa, i poprawnością rysunku, oraz pomysłami, do tego ostatniego się zbliżał.
W którym roku przyjechał do Petersburga Orłowski, dowiedzieć się nie mogłem, to jednak pewna, że jeszcze przed 1810 rokiem, tam na miejscu już miał sławę rozgłoszoną, i najświetniejsze imię. W tym albowiem czasie poseł cesarza Napoleona Collincourt postrzegłszy przypadkiem jego roboty, zamówił u niego mnóstwo obrazków, w których obyczaje i zwyczaje tego ludu, miały być główną myślą. Wypadek taki wielce posłużył Orłowskiemu do poszukiwania robot jego przez najpierwsze w stolicy osoby, i wtenczas to podobno niełatwo można było dostać co od niego, chyba sowicie zlotem