4
198
— Z jakiej racyi ? — zawołał z oburzeniem. Przedewszystkiem mnie nie pytano, czy się na to zgodzę ; a po drugie, dwanaście rubli aż nadto dosyć za tę lichą strawę, jaką dostaję u Andrzeja porywczo zerwał się z miejsca, aby biedź do jurty.
— Bój się Boga, tylko nie mów, żeś się ode mnie dowiedział — krzyknął Ujbanczyk.*— Ja wyprę się wszystkiego !
— Dobrze, dobrze !
Obrady były skończone, ale w izbie znajdowało się jeszcze dużo Jakutów, gdy wszedł Paweł. Zbliżył się do Andrzeja, rozmawiającego z Filipem i odezwał się ostro, łamanym językiem jakuckim :
— Tyś zły!... Zebranie! potrzeba... zebranie!
Bogacz zamrugał oczyma, ale udał, że nie rozumie.
— Co on mówi ? Czego on chce ? Zebranie, zebranie! Ty wiesz przecie, Rosyaninie, że my po rusku zgoła nie rozumiemy. Nie rozumiemy — tłó-maczyli się lękliwie — a tłómacza niema, odszedł — powtarzali uparcie. Dopiero kiedy Paweł, uderzywszy pięścią w stół, krzyknął z gniewem : — Zebranie ! zaczęli „szanowni" zasiadać leniwie na opuszczonych ławach i wezwano Ujbanczyka. Wówczas odegrała się komedya, której Paweł długo nie mógł wspomnieć bez rumieńca. Naprzód tedy w imieniu całej gminy zaprzeczyli mu prawa .mieszania się w ich sprawy.
— To nasza rzecz ! My od ciebie nic nie żądamy. Czegóż ci trzeba ? — przekładali mu łagodnie. — A więcej dać nie możemy, bośmy biedni, sam widzisz, jacyśmy biedni.
—r Ja też od was nie żądam i nie chcę, abyście za mnie płacili — upierał się Paweł.
— Jakże więc będzie ?
Tymczasem Andrzej ze zwykłą sobie bezczel-