— Po jakimś koncercie... w Wiedniu czy Berlinie... wydało mi się, że nic ze mnie nie będzie. Wydało mi się, że gram okropnie—i właśnie grrJcca ten Fenozaober Wagnera. I po koncercie wsiadłem w pociąg t pojechałem..
— Jak to? Itak można było? Wsiąść w pociąg i jechać?
— Zapominasz, że to były liberalne czasy. Wsiadłem i pojechałem. Rozumiesz, co to była za droga? jechałem noc i dzień i cały czas z tą myślą, że jadę odebrać sobie życie. I że by tak było pięknie. Umrzeć we Florencji-. . Otoczony płomieniami. Przyjechałem późnym wieczorem.
— Aleja nie bardzo rozumiem dlaczego.
— Dzisiaj ja też nie rozumiem. To były właśnie czasy, kłody Rachmaninow tworzył ten koncert. Zawsze myślę, że była dacza i kwitły lipy, i wszyscy tak kochali. Kobiet; były takie piękne w białych muślinowych sukniach, w Ma łych muślinowych kapeluszach... i co za poeci, Blok, Nad son, Tetmajer... Achmatowa chodziła po PetahofRe. I strusie pióra... Szło się na spotkanie śmierci we Florencji... 1 rozmawiało się o Wagnerze...
I znowu powtórzył (piamssimo) te cztery nuty, tym razem legato.
A potem nagle oparł się łokciem o klawiaturę i zadźwięczał jakiś zgrzydiwy akord.
— Oni to nazywają „Master”—powiedział Kazio.
— Żyletek wtedy nie było. Trzeba się było krajać brzytwą—tyle krwi...
— Ico?
— Wyratowali mnie, przecież mnie tu widzisz. Papa przyjechał, no i grałem potem. Nawet te fantazję — i wychodziło mi dobrze.
— Tak. Ale ja pojadę po życic. Vita ouova — powiedział Kazio.
Stary popatrzył na niego marszcząc brwi po profesorsku.
— I co chcesz grać ca tym konkursie?
— Program bardzo ściśle oznaczony...
— Czy tam jest jakieś konserwatorium ?
— Bal Naturalnie.
— Ale to musi bardzo dziwnie brzmieć: muzyka romantyczna we Florencji.
— Nie bardziej dziwnie niż mazyjka romantyczna w Ne-rli. A Bczóbrazow jest?
— Misi wrócić dzisiaj ze stolicy.
— Aha. Dla mnie dosyć będzie Kiryłła.
— Chcesz także z nim porozmawiać? O wyjeździć?
— O wyjeździe. On może dużo zrobić.
— Bezohrazow czy Kijryłł?
— Raczej sam Bczóbrazow. Ale do obiadu jeszcze daleko. Co nam Wasyl ugotuje?
— Ma tam jakiegoś szczupaka.
— Ja skoczę tymczasem do Angeliny. Jest w mieście?
— A gdzie ma być?
Kazio wyszedł. Na schodach, które skrzypiały pod jego ciężkim krokiem, posłyszał, że ojciec wrócił do fortepianu. Podziwiał łatwość jego techniki.
H
Wiatr rozwiał chmury nad miastem i teraz gna! ich strzępy. Pod strzępami świeciło tło złotoróżowe. Jeszcze było wczesne przedpołudnie.
Rezobrazow przyjechał dziś o świcie. Heinz dowiedział się o tym z samego rana, bo mały Kiryłł przyszedł zaraz do niego i powiedział, że Bezobrazow przywiózł zwolnienie.
Heinz co rano wychodził ną miasto do małego sklepu
13