202
żeli się gniewał, to tego nie okazywał, był nawet grzeczniejszym i rozmowniejszym, niż dawniej, a reszta^ domowników szła wiernie za jego przykładem; po < staremu więc tuliły się doń dzieci, mizdrzyła Simak-sin; po staremu pojawiały się na stole kożuszki z mleka „na osobnym talerzu" ; naczynia zmywano też, jak dawniej, i starano się, by nie widział, jak wylizywano patelnię, a kiedy w mleku lub herbacie znalazł się włos, albo karaluch, wyciągano je pośpiesznie brudnymi palcami; po staremu też wolno mu było rozpierać łokcie na stole, nie spać po nocach, włóczyć się po lesie... i tęsknić 1
A tymczasem po trochu ubywało mieszkańców w jurcie. Pierwsi wywędrowali mężczyźni: Andrzej, Niuster, Ujbanczyk; poczem zaczęto przewozić na saniach (jedynym znanym tu wehikule) naczynia, odzież, zapasy suszonych ryb, a wreszcie wyruszyła i Andrzejowa, wyglądająca tej chwili z wielką niecierpliwością. Na saniach, wysłanych skórami, umieszczono ją razem z drobniejszą dziatwą; Niuster, który umyślnie po matkę prz>był, wskoczył na zaprzęgniętego do sań byka i, wesoło hukając, ruszy! przodem ; za nim Simaksin z siedmioletnią córeczką Andrzeja pędziły stado krów, byczków i jałówek.
Paweł pozostał sam w jurcie. Po gwarze i zgiełku zbiorowego życia, zapanowały nagle cisza i spokój niezmącony. Na kominie nie trzaskał już ogień, podtrzyińy wany przez kobiety; z ław znikły pościele oraz skóry, a z kołków sieci, świty, przysłaniające cokolwiek brudy i ubóstwo pochyłych, pręgowatych ścian jurty. Wśród tej nędzy i opuszczenia, wtedy echem tylko odezwało się życie, gdy jedynemu pozostałemu mieszkańcowi odrapanego legowiska zachciało się nagle zaśpiewać, poświstać lub przejść po izbie.