z nich i zaczął szybko obniżać swój lot, kierując się na port gdyński. „Spada” wrzasnąłem, podskakując z radości. Radość moja była jednak przedwczesna, bo oto od samolotu oderwał się czarny przedmiot, który zakreślając lekki łuk upadł bardzo blisko głównego wejścia do portu. Nastąpił błysk, wysoki słup wody zmieszanej z dymem i w chwilę potem usłyszałem gwałtowny huk. Samolot, który rzucił pierwszą bombę, jeszcze chwilę spadał, aż prawie nad samą wodą poderwał się i poszedł świecą do góry. Po pierwszym samolocie, który rozpoczął bombardowanie portu wojennego na Oksywiu, w odstępach sekundowych jeden po drugim samoloty pikowały i bombardowały port wojenny.
Uderzyło mnie, że mało bomb zrzucały samoloty do basenu, chociaż już w pierwszym nalocie został zatopiony ORP „Nurek” i ORP „Mazur”. Większość bomb spadła na zbocze wysokiego brzegu oksywskiego. Przypuszczam, że nieprzyjaciel chciał przede wszystkim zniszczyć składy amunicji, gdyż rzeczywiście kiedyś znajdowały się na zboczu góry magazyny amunicji, lecz parę lat przed wybuchem wojny składnica została przeniesiona do Wąwozu Ostrowskiego 1. W wyniku bombardowania, oprócz zatopienia dwóch wspomnianych wyżej jednostek, uszkodzone zostało nabrzeże. Przez cały czas okupacji nabrzeża tego Niemcy nie wyremontowali, a jedynie prowizorycznie załatali wyrwę.
Po tym pierwszym nalocie odeszliśmy od Gdyni prawie na środek zatoki. Do burty „Wichra” dobiły dwa trałowce. Dowódca Dywizjonu Trałowców kmdr ppor. Boczkowski wszedł na pokład i udał się z kmdr por. de Waldenem na naradę do messy.
Mogła być godz. 15.15, kiedy z białych obłoków wyskoczyły samoloty faszystów i znowu zaczęły krążyć nad nami2. Kmdr ppor. Boczkowski natychmiast odbił od naszej burty i trałowce rozproszyły się w różne strony. Nagle jeden z samolotów zaczął pikować prosto na nasz okręt. W tym momencie dowódca wpadł na pomost, wydał komendę: „Prawo na burt, cała wstecz”. Ledwie okręt zdołał się uchylić od bomby, która upadła przed dziobem, w odległości 10—15 m. Wszystkie szyby z pomostu lecą z brzękiem na pokład, nasza artyleria po prostu szaleje, strzelając z czego się da do pikujących samolotów wroga. Ja w pierwszej chwili nie wiedząc, co zrobić ze sobą, biegnę z rufy na dziób. Od siły wybuchu bomby zostaję wrzucony do pomieszczenia dziobowego zwanego „norią”, uderzam przy tym bokiem o drzwi, czuję silny ból i na moment tracę ■
74
Lotnictwo niemieckie zaatakowało oprócz portu wojennego także stanowiska baterii nadbrzeżnej na Cyplu Oksywskim. Bateria składała się z 2 przestarzałego typu dział francuskich kal. 100 mm i znana była pod nazwą baterii Canet; w nalocie jedno działo baterii zostało zniszczone.
W rzeczywistości atak lotnictwa nurkowego na zespół floty polskiej miał miejsce prawie 3 godziny później. Samoloty niemieckie wystartowały z lotniska w Słupsku o godz. 17.25, powróciły z zadania o godz. 18.30 (H. Bachmann: Der Katnpf urn Hela..., s. 281).