nie wszyscy wytrzymywali nerwowo w locie prostym na lufy broni przeciwlotnicze j. Prawdopodobnie odruchowo wgniatali nogą dźwignię, odchylając w ten sposób upadek bomby.
Okręt zwijał się, jak mógł. Uchylał się od bomb, manewrując sterem i szybkością. Oficerowie i załoga, mimo spotkania się oko w oko z takim piekielnym i niespodziewanym atakiem, wykazali całkowite opanowanie nerwów. Marynarze z obsługi broni przeciwlotniczej, jakkolwiek ostrzeliwani z karabinów maszynowych lotniczych, odgryzali się im ze szczególną zaciekłością. Zapewne dziwiło ich to, że pomimo tak silnego ognia ze strony okrętów, żaden samolot nie spada. Jak się później okazało, samoloty były opancerzone, pociski nie imały się ich 1.
W czasie tego bombardowania bomby padały bliżej lub dalej okrętu, siejąc odłamkami, aż naraz jeden z samolotów zaatakował ściśle od strony rufy, wyrzucił bomby i... okręt zadrżał, rufa podniosła się, spojrzeliśmy wszyscy po sobie, ktoś powiedział „no to już koniec”. Po chwili zobaczyliśmy wielki słup wody, biały dym, czarny dym, no i drgania okrętu. Sądziliśmy, że bomba trafiła w pokład i za chwilę polecimy w powietrze i stąd te słowa wypowiedziane poprzednio. Okazało się jednak, że bomba spadła pod rufę, tam wybuchła z opóźnieniem i stąd właśnie te drgania i podskoczenie rufą.
Leci następny samolot, rzuca bombę. Pada komenda: „Ster na burtę”, sternik melduje: „Ster nie działa”. Bomba pada z prawej burty na wysokości wytyku, 15—20 m od burty. Miota odłamki, z których jeden zabija dowódcę, drugi rani śmiertelnie mata Karpowicza, inny znów rani ciężko por. mar. Konrada Waehtla. Pada również zabity z urwaną głową marynarz Szlęk oraz kilku innych rannych, między innymi ppor. mar. Henryk Strenger, dowódca plutonu działek plot. kal. 40 mm.
Nadszedł dla nas bardzo ciężki moment. Dowódca okrętu kmdr ppor. Stefan Kwiatkowski zabity. Pomost zalany jego krwią i krwią rannych. Okręt awariowany, ster nie działa, a w silnikach napędowych okrętu brak powietrza do manewrowania silnikami.
Starano się początkowo pomóc por. mar. Wachtlowi, który mocno krwawił. Oficer sygnałowy kpt. mar. Adam Jagielski starał się zatamować mu krew. Por. mar. Wachtel został ranny w lewą rękę w okolicy pulsu i w prawe biodro. Siedział na kratach pomostu i trochę jęczał, a gdy zawiązano mu rękę prosił, aby zająć się dowódcą i innymi rannymi. Dowódcy jednak nie było można już ratować. Kpt. mar. Jagielski podskoczył do niego, objął go i podtrzymując mu głowę, zapytał o rozkazy. Usłyszał tylko „kate” i już wargi i język zaczęły mu drgać w przedśmiertnych konwulsjach. Kpt. mar. Jagielski, jak mi potem opowiedział, przybliżył usta do jego ucha i krzyknął: „Ku chwale ojczyzny, Panie Komandorze”; być może były to ostatnie słowa, które doszły do świadomości dowódcy okrętu. Skonał na rękach oficera sygnałowego „Gryfa”.
84
Informacja o opancerzeniu samolotów niemieckich nie jest prawdziwa.