praktykę zważywszy, że na transportowcu kotły były rozmaitych systemów, ogólnie używanych na okrętach floty. Jako nasi instruktorzy wyruszali z nami oficerowie nawigacyjni ze sztabu dowództwa floty, eskadry pancerników i krążowników oraz dywizjonu torpedowców.
Przez dwa i pół miesiąca transportowiec, który się nazywał „Ocean”, był w ciągłym ruchu. Na krótko tylko zawijał do portów takich, jak Gibraltar, Bizerta, Madera, ażeby zaopatrzyć się w węgiel. Po dwóch kolejno pełniliśmy obowiązki oficerów nawigacyjnych transportowca i prowadziliśmy go zupełnie samodzielnie. Poza tym obserwowaliśmy słońce przed południem i po południu, w nocy obserwowaliśmy gwiazdy, w portach zaś wyjeżdżaliśmy w ustronne miejsca, ażeby określać poprawkę chronometrów z obserwacji podwójnych słońca. [...] Kabiny mieliśmy wygodne, w rodzaju kabin na statkach pasażerskich, i mieszkaliśmy po dwóch. Na posiłki zbieraliśmy się wszyscy w kajutkompanii, gdzie nastrój panował koleżeński — podżartowywaliśmy tylko trochę z zaśniedziałych, etatowych oficerów transportowca, którzy po raz pierwszy wyrwali się za granicę i ciągle kombinowali, gdzie co taniej można kupić.
W drodze powrotnej do Lipawy urządzono dla nas egzamin, przy czym komisja egzaminacyjna składała się z naszych instruktorów. I znowu pech mnie prześladował, gdyż na egzaminie z locji, której żaden z nas nie uważał nawet za przedmiot godny jakiejkolwiek uwagi, musiałem odpowiedzieć na pytanie, zadane mi przez jednego z oficerów, jak postąpiłbym prowadząc okręt we mgle w okolicy Skagen. Odpowiedziałem, jak bym postąpił, i zresztą nieraz potem postępowałem rzeczywiście w taki sposób. Nie było to jednak po myśli egzaminującego, który uchodził za wielki autorytet jako oficer nawigacyjny; dostałem stopień niedostateczny z locji. Jak się dowiedziałem od kolegów później, oficer ten był bardzo zazdrosny o swoją opinię. Któregoś dnia miał wykład właśnie o warunkach żeglugi koło Skagen, w którym przypadkowo nie uczestniczyłem. Moją odpowiedź odmienną od jego wskazówek przyjął jako zlekceważenie jego autorytetu i na skutek jego opinii, mając na ogół bardzo dobre opinie wszystkich innych instruktorów, znalazłem się na szarym końcu listy wszystkich kończących kurs. Co gorsza, zawieszono mi przyznanie tytułu oficera nawigacyjnego drugiej
110