r
Czasem zdarzają się u nas wielkie, niespodziane radości. Marysia ma kartkęzdomu! Krystyna dostała list od matki! Sąna miejscu! Żyją! Mają ich adresy! W ślad za listami paczka żywnościowa... Pierniki, prawdziwe domowe pierniki, cukier, kakao. Krystyna płacze. Z radości, a i z żałości także. Czego sobie to biedne matczysko musiało odmówić, aby jej tyle pyszności przysłać! Płacze i rozdaje pierniki po całej celi.
Pani Władysława uzyskuje nareszcie pozwolenie widzenia się z bratem. Trudno to zresztą nazwać widzeniem się, bo brat jej jest od lat niewidomy. Ale ponieważ był oficerem, złapali go i wywieźli. Przypadkiem dowiedziała się, że i on siedzi w Starobielsku. Parę tygodni czekała na załatwienie jej podania, aż wreszcie pozwolili.
Widujemy czasem przez okna na dalekim podwórzu całe kolumny odjeżdżających i przyjeżdżających mężczyzn. Wiemy, że długie, drewniane baraki w sadzie są ich pełne! Wiemy, że ogromna cerkiew jest ich pełna też. Podobno ponad 1500 dusz. Teraz to jeszcze pół biedy, ale w zimie zamarzali w niej chyba dziesiątkami. Grube mury i żadnego słońca, a kilka prowizorycznie zbudowanych piecyków czyż mogło dać radę takiej zakutej mrozem przestrzeni? Czasem, w drodze do ambulatorium, widujemy z daleka niedobitki tego zimowego okresu. Skóra i kości. Wszystko żółte, rozkaszlane, zgarbione i zarośnięte. Grzeją się rzędami na schodkach cerkwi, apatyczni, nieruchomo zapatrzeni w jakiś punkt w powietrzu. Nad nimi cerkiew - ogromna, cienista, bąbląca się od kopuł, wytrzeszczona oknami bez szyb, brudna, odrapana. A za cerkwią sad i wiosna, która przetacza się ślepo i słonecznie po tych upiornych datach, którymi historia będzie kiedyś dzieci straszyć, ta historia, o której ci u-więzieni nie wiedzą prawie nic, a która pisze się przecie ich krzywdą, ich męką i ich krwią, a pieczętuje krecimi kopczykami ich grobów za obozem.
Tak. My tu naprawdę nie czujemy dziejowej chwili. Jest czerwiec 1941 roku. Data ta miała już wypieki na twarzy i straszne rzeczy ważyły się w powietrzu. A u nas - nic! Ot - będzie kartofel w zupie czy nie będzie? Pożre się Raciszewska z Kazią o nożyczki czy nie pożre? Będzie brydż czy nie będzie brydża?
Wreszcie, ani rozumiejąc jeszcze, co za wicher daleki trąca niespodzianym powiewem i nasze stojące bajorko, uczułyśmy i my - historię!
Transport przyszedł tak nagle, że go nie zdążyły poprzedzić tym razem sny o butach, zielonych jabłkach czy pierogach.
143