oczyma, z walącym sercem i czuję, że mi się do gardła pcha dławiące łkanie. Ale i to wiem, że nie będę płakać. Trzeba tylko przeczekać tę pierwszą chwilę i powiedzieć sobie na zimno, że mi łzy nic a nic nie pomogą i że tak czy tak, muszę wytrzymać wszystko. Ostatecznie to nie są żadne tortury. Nikt mnie nie bije, nikt się nade mną nie znęca. Trzeba się tylko zwlec, spakować rzeczy, przywiązać do grzbietu i jakoś zleźć spod tego sufitu po ochełtanych gwoździach i łatach. Gdybyż tylko sił więcej! Blisko rok więzienia, głód w Starobielsku, ten bydlęcy transport, którego okropieństwa niepodobna nikomu opowiedzieć, wreszcie grypa - nadszarpnęły mi zdrowie i siły gruntownie. Nie ma po co kryć tego przed sobą. Na samą myśl o karkołomnej drodze, która mnie teraz czeka, pocę się ze strachu i osłabienia jak ostatnia mysz, bo spaść z pięter nie mam najmniejszej ochoty. Mnie też jeszcze trochę szkoda. Jak Raci-szewskiej!
I znowu 350 bab na rozhuśtanej desce, i znów komedie, płacze i histerie. A potem trzeci raz to samo przy wsiadaniu na drugą barżę. Pokazało się, że nas było za mało i że im nie było warto takiej półpustej, olbrzymiej arki wlec z nami na północ. Czemuż tylko nie pomyśleli o tym wcześniej? Łamanymi sztukami ładować korab, po godzinie - łamanymi sztukami rozładować go znowu po to, by bez jakiegokolwiek względu na umęczoną czeredę z nóg lecących niewolników wpędzać ich do innego.
Kiedy dostajemy się wreszcie na tę inną, mniejszą barżę, jest już wyraźny zmrok. Słońce się gdzieś podziało na chwilę, ale tylko patrzeć, jak w tym samym prawie miejscu, gdzie zapadło, ukaże się znowu. Bardzo podejrzana sprawa. Zupełnie jakby ich było dwa. Myślę, że gdyby Kopernik był stąd obserwował ruchy ciał niebieskich, byłoby mu się na pewno wszystko pomieszało.
Nasza nowa barża jest nie tylko mniejsza, ale podzielona jeszcze na pół przepierzeniem z desek. Jedną połowę korabia zajmujemy my, drugą mężczyźni.
Fortuna kołem się toczy. Dwa razy jednego dnia los rzadko się do kogo uśmiecha. Zdobywam miejsce tuż przy schodach, pod najniższym piętrem nar, na podłodze. Jednym słowem: „Kto się wywyższa, będzie poniżony”. Marysię i Helenę tłum wepchnął w inny niestety kąt barży. Mam z jednej strony Małą Władzię, a z drugiej Raciszewską. Ciemno tu u nas pod narami, ciasno, a tak nisko, że ledwie można usiąść. Nie mam jed-
165