wiadomości o Nowym Jorku. Jeżeli się nie mylę, jeździł wtenczas do Europy z ramienia organizacji Paderewskiego, żeby nawiązać łączność z Polską. Nie chciałem jednak, żeby inicjatywa spotkania wyszła ode mnie. Któregoś dnia, niedługo przed przyjazdem do Nowego Jorku, przyszedł do mnie jeden z ochmistrzów klasy pierwszej i zaprosił mnie do pana Szlenkera. Przebrałem się w moje ubranie numer pierwszy (ogolony byłem zawsze dokładnie od samego rana) i udałem się z ochmistrzem do palarni, która nawet na „Hellig Olafie” wydała mi się ogromnie luksusowa w porównaniu z mizernymi kabinami klasy trzeciej. Bo trzeba zaznaczyć, że w klasie trzeciej oprócz kabin, bardzo szczupłej jadalni i korytarza nie było żadnego pomieszczenia, w którym pasażerowie mogliby posiedzieć. W jadalni też nie było to zwykle możliwe, ponieważ ciągle tam sprzątano lub przygotowywano nakrycia do następnego posiłku.
Spędziłem z panem Szlenkerem bardzo miłą godzinę na rozmowie, podczas której dał mi swój adres nowojorski i prosił, żebym go koniecznie odwiedził. Pokrzepiony na duchu, podziękowałem mu uprzejmie za pamięć i obiecałem, że się stawię na pewno.
Jechaliśmy długo — dni 14. Zwykle statki pasażerskie tej linii zawijały po drodze do Halifaxu, lecz właśnie niedawno na redzie Halifaxu zderzyły się dwa statki towarowe, z których jeden naładowany był amunicją. Nastąpił wybuch tak straszny, że oba statki zatonęły, a przy tym cała dzielnica miasta została zniszczona i zginęło wielu ludzi. Port Halifaxu został zamknięty.
Gdy minęliśmy strefę mgły i śnieżycy w okolicy Nowej Fun-dlandii, gdy kończyły się dwa już tygodnie naszej podróży i gdy się zaczynałem na statku czuć bardzo zadomowiony i nie raziło mnie tak bardzo zachowanie się przyjaciół Skandynawów, ogłoszono nam, że rano dnia następnego dobijemy do portu. Mieliśmy na godzinę bardzo wczesną być gotowi do oględzin lekarskich.
Nie mogłem spać tej nocy, toteż widziałem, jak zatrzymaliśmy się przed wejściem na farwater, żeby przyjąć pilota przy okręcie latarniowym „Ambrose”. Potem statek szedł między czerwonymi i białymi bojami świecącymi. Przed nami widać było coraz więcej jaśniejącą łunę świateł ogromnego miasta.
186