kwaśnego mleka, sporą kostkę masła i potrójną porcję cukru! Biały chleb dawali mi tu od początku. Krajałam go sobie na cienkie kromki, a Anna Andriejewna suszyła mi je we wnęce pieca na grzanki. W ogóle wikt w porównaniu z lochworkuckim - wspaniały. O piątej rano dostajemy talerz gorącego krupniku, na drugie śniadanie pszenny grysik - prawda, że dwie łyżki tylko, ale dobre i to - na obiad zupę albo mięso z kartoflami i prawdziwą świeżą rzodkiewkę... Kisiel lub kompot bywa na deser, na podwieczorek czaj z grzankami, wreszcie na kolację krupnik albo zacierka na cienkim mleku. Żyjemy zatem jak króle! Po zwierzęcej wprost niecierpliwości, z jaką czekam godzin karmienia, poznaję, jak byłam wygłodniała i że zaczynam naprawdę wracać do zdrowia. Tylko potrzeba snu jest we mnie jeszcze wybitnie chorobliwa. Budzę się właściwie po to tylko, aby jeść.
Radość snu i wypoczynek w czystym łóżku i w czystej bieliźnie zostały mi niestety zatrute koniecznością przejścia ponownej kuracji przeciw świerzbowi. Zaleczony tylko na Loch-Workucie, odnowił się tu ze zdwojoną siłą. Osiem dni i osiem nocy przeleżałam w wilkinsonowskiej maści. Świerzb nie jest widocznie w sangrodku rzadkością, bo mają tu specjalny uniform dla takich pacjentów. Jest to koszula i kalesony tak przepojone dziegciem, że są pod światło brunatne i pasiaste jak szylkret. Nazywa się wprawdzie, że są po każdym pacjencie prane, ale trudno w to uwierzyć. Ważą bowiem od wsiąkłych w nie smarów trzy razy więcej od normalnych, są wilgotne, lepkie i zimne. Upaprany w świeżej maści włazisz w to ze wstrętem i przezwyciężeniem i - brzydząc się samego siebie - leżysz potem w oblepłym, obrzydliwym, ziejącym dziegciem kompresie, dzień i noc i dobę po dobie. Cóż dziwnego, że opasła Katia z największym wstrętem odsuwa swój kocyk, że podwija skwapliwie prześcieradło, a kiedy przeciskam się wąskim przejściem do swojego łóżka, patrzy bacznie małymi, gęsimi oczkami, czy mój szpitalny szlafrok nie muska przypadkiem jej pościeli. Zbieram więc zawsze fałdy ciasno wokół siebie i robię się możliwie najchudsza. Nigdy chyba nie było mi to tak łatwe. Troska o linię, zatruwająca mi całą młodość, przestała mnie obecnie niepokoić. Ważę 39 kg!
Blada dziewczyna o gąbczastej twarzy, po całej dobie wicia się w daremnych bólach, została od nas wzięta na operację. Na jej miejsce przyszła zaraz inna, z gotowym już niemowlęciem. Zawiniątko to skrzeczy bez przerwy i pieluszki suszą się teraz na każdej poręczy łóżka.
208