ga z Loch-Workuty dalsza partia chorych, tych, które wtedy odesłano z Czumy. Poczciwy wracz nie ustąpił. Ponieważ na pierwszym sangrodku nie było miejsca, wydębił wysłanie ich przynajmniej na drugi.
Jest więc Marysia, są obie Długie Krystyny, Danusia, pani Stefania, Kazia z Kulikowa, Zosia z wąsikami, rozgrymaszona Trusiowa z Barsz-czowic, kilka innych, których imion nie pamiętam, parę Ukrainek i cała moc Żydówek. Wszystko przeważnie chore na awitaminozę.
W stacjonarze - jako gorzej chore - lokują tylko Długie Krystyny i obie Gruenwald. Reszta idzie od razu do słab-komandy. Oczywiście lecę tam, choć wiem, że nie wolno. Nina Dmitrowna piekli się zawsze, kiedy która ze stacjonaru zapędzi się do ziemianki obok. Mniejsza z tym. Witają mnie tam jak kogoś, kto by wrócił z tamtego świata. Mówią, że nikt nie wierzył, abym przetrzymała tę chorobę. Ani wracz, ani one. A ja, cudem Bożym, nie tylko żyję, ale mam się już czym pochwalić. Ważyłam się dziś w magazynie: 42 kg z gramami!
Opowiadaniom nie ma końca. Zatem:
Cała Loch-Workuta została wyprawiona w łąki na sianokosy. Mieszkają w szałasach. Helena jest brygadierem, ale ją Hinda wysadzi pewnie z siodła niedługo. Stara Mielnikowa i duma Józia - wściekły się! Są sta-chanówkami! Ostatni dech z nich wychodzi - ale normę robią! I są w dodatku dumne z tego! Idiotki! Psują interes wszystkim innym, dla których norma jest nad siły, ale od których wymagajątego samego, twierdząc, że jeśli tamte mogą, to te powinny. Nikt się do tych dwóch nie odzywa. Bojkotują je wszystkie. I pewnie! Taki brak koleżeńskości. Ale tmdno. Czegóż się można po takiej Mielnikowej spodziewać? Wiadomo...
Zaś praca jest naprawdę nad siły. Te wycieńczone, nienawykłe do fizycznej roboty kobiety muszą skosić dziennie przestrzeń, której by zawodowy kosiarz-chłop z trudem tylko dał radę. Któraż z nich miała kiedy kosę w ręce? Żadna. Chyba Mielnikowa. Warunki poza tym straszne. We dnie muszka tnie bez opamiętania, wieczór komary, a w nocy zimno nie daje im spać. W dodatku deszcz leje teraz prawie bez przerwy w tej tundrze. Szałasy ciekną, worki zamakają, w mokrej odzieży, której nie ma gdzie i kiedy wysuszyć, zmęczone do upadłego, muszą się kłaść spać po dniu pracy. Prócz tego trzeba na całą noc wystawiać spomiędzy siebie wartę przy szałasach. W okolicy grasuje szajka bandytów-zbiegów, która już kilka takich rozrzuconych w tundrze grup obrabowała do ko-
224