ły się ogrzać i oprać! Gdzie tam. W baraku nie ma światła, a jest w nim tak zimno, że śpiąc, przymarzajądo ścian. Ciepło oddechów osiada szronem na włosach i przylepia je do desek. Trzeba się nazajutrz siłą odrywać, gdy w zupełnej nocy budzą je znowu do pracy. Śpią ubrane w tym samym, w czym były wczoraj w lesie i w czym do lasu pójdą dziś. Stłoczone ciasno jedna przy drugiej na narach, wdychają cuchnące opary nasiąkłej odchodami, a rozgrzanej teraz własnym ich ciepłem odzieży. Piekielne pieczenie odparzonego ciała nie daje im usnąć z wieczora mimo śmiertelnego znużenia i świadomości, że tych parę krótkich, cuchnących godzin to całe ich pokrzepienie i odpoczynek.
Oparta smukłym grzbietem o żerdź podpierającą daszek kretowiny, z rękami w kieszeniach siwego kitla - dziwna ruda rusałka mówi o tym wszystkim cicho i monotonnie, jakby to nie było ani dziwne, ani straszne. Nie naświetla też niczego tak czy inaczej. Po prostu - głośno pamięta. Na tle pustego krajobrazu pasma włosów pełgają jej wokół wąskiej twarzy jak gięte przeciągiem płomyki. Oczy ma martwe i dalekie, tylko spalone gorączką usta tają w wyrazie bolesno-kpiącą goryczkę, coś, co może jest uśmiechem, ale uśmiechem, którym by zatruć można wszystką pogodę świata.
Taką twarz właśnie musiała mieć chyba Pandora.
Pewnego dżdżystego ranka gruchnęła po sangrodku wiadomość, że dwóch enkawudzistów zjawiło się u Niny Dmitrowny z jakimiś ważnymi wiadomościami. Żaden kij wetknięty w mrowisko nie spowodowałby takiego poruszenia jak to, które wywołała ta nowina. Około południa wchodzi do naszej ziemianki brygadier z listą i wywołuje kilkanaście z nas - mnie też między innymi - i każe nam stawić się w kancelarii.
Mały, ciemny pokoik jest pełen dymu i zapachu wilgotnych szyneli. Za stołem, tyłem do okna siedzi jeden enkawudzista z czapką zsuniętą na tył głowy, na krześle obok drugi. Ten wyciągnął zabłocone buciory na środek izby, ręce wetknął w kieszenie i ćmi machorkę w gazecie. Przez małe okno widać oddal parującej po deszczu tundry. Na ścianie zapstrzo-ny kalendarz z Leninem i grube pałki dzisiejszej daty.
Takie było tło historycznej chwili, w której mi przedstawiciele porządku i sprawiedliwości w Rosji ogłosili zaoczny wyrok, skazujący „wroga ludu” na pięć lat ciężkich robót w łagrze.
Umotywowanie zamknięto w paru słowach, których nie zrozumiałam czy nawet nie starałam się zrozumieć. Czyż to nie wszystko jedno, co
231