pasażerski. Po drodze zatrzymaliśmy się w Tomsku i parę dni spędziliśmy w Tobolsku. W Tobolsku zwiedziłem więzienie, położone na górze panującej nad miastem, z której rozpościerał się widok na rzekę, tworzącą w tym miejscu ostry zakręt. Było to późne lato w mieście typowo syberyjskim, z ulicami prostymi i szerokimi; dostrzegało się jeszcze dużo zieleni. Błądziłem ulicami miasta i myślałem o tych rodakach, którzy tu na wygnaniu musieli spędzić w więzieniu długie lata i długomiesięczne zimy.
Odwiedziłem razem z kolegami jeden skład futer. Cóż to za bogactwo futer niedźwiedzich, wilczych, zajęczych, białych lisów i rozmaitych innych! Cały handel futrami był teraz zahamowany, a zwykle masę tych futer wysyłano rzeką podczas lata do Omska.
Na rozległych łąkach, na wysokim brzegu rzeki odbyła się rewia obu pułków przed admirałem Kołczakiem. Admirał jak zwykle był w uniformie lądowym, w długim, kawaleryjskiego kroju szynelu, i tylko naramienniki z czarnymi orłami admiralskimi świadczyły, że jest oficerem marynarki. Wyglądał bardzo mizernie i jego besarabski nos jeszcze więcej niż zwykle wyróżniał się na dziobatej twarzy.
Na dole przy brzegu przycumowano duże berlinki, na których obydwa pułki miały odjechać w dół rzeki na front. Na berlinkach pełno było kobiet i dzieci, które od samego początku szły za swoimi mężami i ojcami i dzielnie znosiły wszelkie trudy i niewygody. Jest jednak rzeczą zrozumiałą, że obecność rodzin i ogromnego taboru osłabiała w znacznym stopniu wartość wojskową pułków.
Niemniej rewia wypadła bardzo dobrze, pułki były doskonale wyekwipowane. Admirał wręczył im sztandar św. Jerzego.
Wkrótce po powrocie do Omska dowiedzieliśmy się, że ofensywa wojsk Kołczaka została odparta, że oba bataliony niedawno wysłane na front zostały doszczętnie rozbite i poniosły wielkie straty. Dowódca Pierwszego Batalionu Tichmieniew i jego zastępca, młodziutki, podobny do panienki De Kampo Scypion, zostali zabici. Stało się jasne, że Omsk powinien być ewakuowany.
Przypomniały mi się teraz nasze rozmowy na „Korea Maru” z pułkownikiem Pesockim, który twierdził, że podczas lata wojska Kołczaka będą musiały się cofnąć, a ofensywa rozpocznie
224