Szalewicz zdecydował natychmiastową ewakuację M.D.Lot. z Pucka na Hel. Sprzęt i zapasy przewieziono częściowo barkami przez zatokę, częściowo samochodami i zmagazynowano w Juracie. Samoloty niskim lotem przeleciały nad Zatoką i zostały umieszczone wzdłuż plaży w rejonie Kuźnica—Jastarnia i o ile możności zamaskowane. Obsługi samolotów zakwaterowały się w przylegającym lesie. Dowództwo i reszta załogi zostały umieszczone w Juracie.
W dniu 2 września przybył do Wielkiej Wsi kpt. mar. Kossakowski i oświadczył mi, że personel latający M.D.Lot. ma być ściągnięty i użyty do jednorazowego nocnego nalotu na port w Gdańsku1. Po Zbombardowaniu portu samoloty miały odlecieć w głąb kraju. Kpt. mar. Kossakowski przybył, by zapoznać się z sytuacją w Wielkiej Wsi i przejąć ode mnie dowództwo oddziału. Do bombardowania portu gdańskiego nie doszło. Kontradm. Unrug nie chciał zdecydować się natychmiast na wydanie takiego rozkazu, a w dniu 3 czy 4 września samoloty niemieckie zaatakowały ustawione wzdłuż plaży nasze wodnosamoloty i zniszczyły je ogniem karabinów i bombami. Tak się skończyły wszelkie marzenia o lotach.
Tymczasem przez Wielką Wieś przewalały się fale uciekinierów. Jedni uciekali na Hel, uważając go za najbezpieczniejsze schronienie, inni odwrotnie — uciekali z Helu, usiłując się dostać w głąb kraju. Nie chcąc mieć obozowisk ludności cywilnej za i przed frontem, musiałem uciekinierów przepuszczać przez budowaną linię obrony. Powodowało to duże zamieszanie i ułatwiało ewentualną działalność szpiegowską nieprzyjaciela.
W południe 4 września otrzymałem rozkaz od kmdr Steyera, który był dowódcą Rejonu Umocnionego Hel, aby natychmiast rozdzielić oddział obrony Wielkiej Wsi na dwie części. Jedna z nich pod dowództwem kpt. mar. Kossakowskiego miała być załadowana na przybyłe samochody i przetransportowana na Hel celem wzmocnienia obrony przed ewentualnym desantem. W ten sposób dowodzony przeze mnie oddział stopniał do około 200 ludzi i 6 karabinów maszynowych.
Moją sytuację utrudniało jeszcze to, że sam musiałem dbać o zaopatrzenie oddźiału w żywność. Wprawdzie wojna trwała, ale nie miałem zezwolenia na jakiekolwiek rekwizycje. Trzeba było wyłączyć pewną ilość ludzi z linii do zakupu żywności w okolicznych wsiach za otrzymane z kwatermistrzostwa pieniądze, do pieczenia chleba, uboju świń itp. Osłabiało to i tak już bardzo cienką linię obrony.
Od 1 września wszystkie prace w Wielkiej Wsi odbywały się pod lotniczą obserwacją nieprzyjaciela. Kilka razy dziennie przylatywały pojedyncze samoloty, zataczając koła ponad przygotowanymi umocnienia-
205
Wersja o zamierzonym zbombardowaniu okrętu liniowego „Schleswig-Holstein” w porcie gdańskim pojawia się w kilku relacjach. Miały być do tego celu użyte wodnosamoloty, które ocalały w porannym nalocie bombowców niemieckich na Puck w dniu 1 września.