Po paru dniach powolnej podróży dotarliśmy do Kańska, skąd dalszą drogę musieliśmy odbyć końmi. Przyjechaliśmy w pierwsze święto Wielkiejnocy i nie było mowy, żebyśmy znaleźli woźnicę, który by się zgodził wyruszyć. Musieliśmy znaleźć sobie mieszkanie na dni parę.
Smutny niezmiernie był ten nasz pobyt w Kansku. Znaleźliśmy pokój w mieszkaniu jakiegoś niegdysiejszego urzędnika, którego niedawno po zajęciu Kańska przez wojska bolszewickie rozstrzelano. Wdowa była całkowicie pod wrażeniem tego nieszczęścia. Gajda znalazł w mieście swoich znajomych, którzy nas zaprosili na jajko. Zebrało się tam większe towarzystwo. Nie stracili nikogo, ale przez cały czas odczuwało się jakieś naprężenie i obawę przed wypowiadaniem swego zdania. W mieście istniał prawdziwy terror, podziemia Czrezwyczajki były przepełnione, codziennie rozstrzeliwano wielu. I jakoś dziwne się wydawało, że możemy swobodnie chodzić po ulicy, widzieć tłum świąteczny, który w domach swoich święta obchodził dawnym, tradycyjnym zwyczajem.
152 Brygada znajdowała się w jednej z większych wsi, położonych w odległości około 150 kilometrów na południe od Kańska.
Byliśmy bardzo zadowoleni z Gajdą, gdy święta się skończyły i gdy mogliśmy dostać zaprząg paru koni, zorganizowany systemem poczty konnej. Wyruszyliśmy poprzez step, który w okolicy tej nie jest tak równy jak około Nowonikołajewska. Śnieg tu prawie już zeszedł i czasami droga była prawie sucha. Miejscami jednak mieliśmy trudności w przeprawieniu się przez wezbrane potoki, na których mosty zalało. Jechaliśmy trzy dni i na noc zatrzymywaliśmy się w domach zajezdnych, w których zmieniano nam konie.
Podczas tej podróży znowu Gajda okazał się nieocenionym towarzyszem. Wszyscy mieszkańcy byli pod świeżym wrażeniem niedawnego odwrotu wojsk białych, którym ludność bynajmniej nie sprzyjała. Musieliśmy słuchać, jak nam opowiadano o wymordowywaniu poszczególnych oddziałów, które w mniejszej ilości miały nieostrożność zatrzymać się w wiosce na odpoczynek. Na nas spoglądano z podejrzliwością, ale jechaliśmy do 152 Brygady, a dokumenty mieliśmy z czerwonego sztabu.
240