uprawnił, że upaństwowił niejako - z samego szacunku dla swych pracujących warstw - ogólny szubrawy ich wygląd. Taka tania, naiwna satysfakcja za wszystko inne! Mundur, guziki i czapka, w połączeniu z dającą władzą nad szybującymi pociągami chorągiewką i gwizdkiem, mogłyby budzić zazdrość, stwarzać przedział, podjudzać do goryczy, zestawień, myślenia. A tak - trzy pieczenie przy jednym ogniu: żadnych kosztów jednolitego umundurowania, wspaniały atut propagandowy i zamydlenie naiwnych oczu.
Znajdujemy wreszcie nasz wagon. Doktor raz jeszcze sprawdza numer. W porządku. Wagon jest tak samo duży jak ten, którym jechałyśmy ze Starobielska. Otwarty oboma drzwiami na przestrzał, nie robi już wrażenia grobu. Ale ponieważ jest równie duży, na 40 dusz dostajemy do dyspozycji tylko jedną jego połowę. Drugą zajęły zwolnione z zesłania polskie rodziny wysiedleńców.
Noc jest prawie zupełna. Wysoka łukowa lampa przecina skośną smugą nasz wagon na pół. Tym czarniejsze, tym bardziej nieprzeniknione stały się jego boczne, pełne ludzi kieszenie. Na szczęście słyszę dużo kobiecych głosów. Nie będę więc tak zagubiona i sama w naszej męskiej grupie. Obejdzie się bez Raciszewskiej! Musi tu być dużo dzieci. Ciemność jest pełna ich popłakiwań, tłumionych przez przyciszone głosy starszych.
We względnym spokoju i porządku rozkładamy się po naszej stronie. Wszystkie trzy półki w głębi zajmują Żydzi. Podłogę i środkowe dolne półki Ukraińcy. Nas dziewięcioro pakuje się na najwyższą, pod sufitem. Dostać się tu można po chwiejnej, rozlatującej się drabince, a wczołgać tylko na czworakach. Pierwsza od ściany kładę się ja, obok doktor, dalej pan Stefan, pan Szczepan i kapitan L. Nazwisk ani imion czterech pozostałych nie pamiętam. Ciasno jest tak, że leżymy wszyscy kantem, wyprężeni jak struny. Nie ma mowy o jakimkolwiek zgięciu kolan czy podkuleniu nóg. W dodatku ja, leżąc pod samą ścianą, rozpłaszczam sobie dosłownie profil o deski. Deski te są stale wilgotne od skroplonego na nich oddechu. Siąść tu - ani sposobu. Tuż nad nami jest sufit.
I tak - dnia 3 października, około godziny 9 wieczorem, wyruszamy z niezapomnianego Kotłasu. Wagony kołaczą, koła huczą, dzieci z przeciwka popłakują na wszystkie tony, ale to nic. Wierzę naiwnie, że jest to ostatni etap przed dostaniem się do wojska i że na pewno droga nie potrwa długo.
280