znającemu niemiecką tradycję morską, niełatwo było znaleźć sposób postępowania na stanowisku dowódcy polskiego statku szkolnego. Ten przyjęty na statkach niemieckich wydawał mu się najlepszy i najodpowiedniejszy, a tymczasem na skutek swej małej giętkości i brutalności był zupełnie nie do przyjęcia dla młodzieży polskiej, przede wszystkim bardzo ambitnej i pod względem charakterów — indywidualnej.
Pragnę tu zrobić zastrzeżenie: bynajmniej nie jest moim zamiarem potępić wartość niemieckiej tradycji morskiej. Znamy przykłady będące świadectwem najlepszych wyników tej tradycji, jak historia krążownika „Emden” podczas wojny światowej. Wydaje mi się jednak, że nie wszyscy umieli zastosować ją rozumnie i umiarkowanie.
Byliśmy z kapitanem Ziółkowskim mniej więcej w tym samym wieku, lecz miałem chyba nad nim przewagę, że w znanym mi rosyjskim systemie szkolenia nie widziałem, jak on w swoim, doskonałości, która by nie wymagała poprawek. Poza tym niemałe znaczenie w nastawieniu ogólnym mego usposobienia i charakteru miało przeżycie w Rosji pierwszych okresów rewolucji, następnie pobyt w Stanach Zjednoczonych i na koniec powrót do Polski poprzez Syberię i Rosję sowiecką. [...]
Tym też można wytłumaczyć, że stosunki uczniów z kapitanem Ziółkowskim nieraz osiągały bardzo wysokie napięcie i mogły grozić konfliktem ze względu na nieustępliwość obu stron. I chociaż brakowało mi jeszcze wtenczas tego zrównoważenia, które przychodzi z wiekiem, to jednak zawsze starałem się zrozumieć postępowanie uczniów. Mając swoje, tak rozmaite doświadczenia z lat ostatnich, nie myślałem wcale upierać się przy jakimś systemie, choćby nawet wydawał mi się dobry, gdyż uważałem, że trzeba, żebyśmy umieli swój system znaleźć i stworzyć.
Toteż ta odwrotna, nieoficjalna strona naszej podróży ma swoją historię niepisaną. Trudności te dzielił z nami i dyrektor Szkoły Morskiej inżynier Garnuszewski — lecz tylko w jedną stronę, kiedy bez przesady można powiedzieć, że i podróż była łatwiejsza i poza tym ogólne usposobienie lepsze, gdyż mieliśmy przed sobą nowość nieznanego kraju i nieznane spotkania.
W drodze powrotnej było inaczej. Warunki, i tak bardzo prymitywne na „Lwowie”, pogorszyły się o tyle, że prowiant
294