porty, do których w parę lat później nasze statki towarowe, a jeszcze później również i statki pasażerskie, zaczęły zawijać coraz częściej, aż się utworzyły linie regularne.
„Lwów” nie był statkiem łatwym do prowadzenia na ciasnych wodach mórz Bałtyckiego i Północnego. Wiatry na tych morzach nie mają charakteru stałego, jak na szerokich i otwartych wodach oceanu. Płynąc więc pod żaglami byliśmy narażeni na zmienność wiatrów i zdarzało się czasem, że podróż z Gdyni do Londynu trwała i trzy tygodnie. Co prawda, były na statku szkolnym dwa słabe motory pomocnicze, które miały ułatwiać wejścia do portu lub żeglowanie podczas ciszy. Przy najspokojniejszym morzu, gdy nie było fali, najwyższa szybkość statku pod motorami wynosiła 5 i pół mili na godzinę. Przy przeciwnym wietrze motory nie mogły już statkowi dużo pomóc. Toteż robiło się rozmaite kombinacje, jak na przykład dość często stosowano wykorzystanie tylko żagli ukośnych, pozwalających iść ostrzej do wiatru, przy jednoczesnym uruchomieniu motorów. Niejedną chwilę niepokojącą przeżyłem na statku szkolnym, gdy ląd podwietrzny był niedaleko i jak zmiłowania trzeba było czekać zmiany kierunku wiatru, lub przynajmniej jego osłabnięcia, żeby nie być zniesionym na niebezpieczny ląd.
Stopniowo stosunki na statku szkolnym ułożyły się równo i dobrze. Poza zastępcą moim panem Maciejewiczem drugim oficerem w dalszym ciągu był pan Szczygielski, kierownikiem nauk pan Ancuta. Młodszym oficerem po panu Borkowskim został z początku pan Cienciała, pierwszy spośród absolwentów Szkoły Morskiej. Po odejściu pana Cienciały na ląd miejsce jego zajął pan Stanisław Kosko.
Wszyscy oficerowie jadaliśmy razem w mesie i podczas posiłków toczyła się rozmowa, w której wszyscy brali udział jednakowy. Sprawując obowiązki kapitana w postępowaniu swoim, dostosowanym do nowych warunków, wzorowałem się często na swoich dawnych kapitanach z marynarki rosyjskiej, którzy według opinii ogółu, najlepiej umieli zachować tradycję morską.
Była jednak różnica zasadnicza. Na okrętach wojennych, zaczynając od pojemności średniej, dowódca zwykle miał pomieszczenie osobne i jadał u siebie, robiąc wyjątek tylko w dnie świąteczne, gdy bywał zapraszany do mesy oficerskiej lub odwrotnie, sam zapraszał do siebie jednego lub więcej oficerów.
299