rozumiał trochę po polsku i miał wielki mir między Polakami w Ameryce.
W lecie roku 1932, gdy znowu byłem na „Polonii” i gdy postój w porcie wypadł dość długi, polecono mi wyjechać do Chicago, Detroit, Clevelandu i Buffalo.
Zaledwie przyjeżdżałem z rana do hotelu w każdym z tych miast, zaledwie zdążyłem się przebrać i umyć po całodziennej podróży w zakurzonym wagonie, a już trzeba było jechać i składać wizyty w Konsulacie i wybitniejszym osobom w mieście, to znów składać wieniec przy pomniku Kościuszki czy Pułaskiego. [...] Wieczorem w jakiejś dużej sali odbywał się wiec. Przyjechałem samochodem i wszedłem na salę przez szpaler dziarskich sokołów w pięknych uniformach, którzy powitali mnie na swój sposób. Gdy szedłem dalej przez salę, w której było około 3000 osób, udzieliło mi się takie samo wzruszenie, jakie wyczuwałem u wszystkich zebranych. I myślałem wtenczas o ciężkiej doli emigrantów, którzy kiedyś przed laty wyjechali z różnych dzielnic Polski jako poddani niemieccy, rosyjscy, austriaccy. Różne przechodzili dole, w każdym razie jakże ciężko musieli pracować, zanim zdobyli pewien dobrobyt. Potem, gdy państwo polskie odrodziło się, z upragnieniem spotykali każdego, kto z Polski przyjeżdżał. Niestety, wielu przyjeżdżało po ich dolary, które były na to i tamto potrzebne, aż wzbudziło to niechęć rodaków. Po powstaniu państwa polskiego zaczęli wyjeżdżać do kraju, ażeby znaleźć swoich krewnych albo żeby przynajmniej zobaczyć, jak teraz ta ich stara wieś wygląda. A jeździć musieli zawsze okrętami, gdzie widziano ich chętnie, gdyż każdej linii zależało na tym, żeby zrobić bilans najkorzystniejszy i żeby się tym pochwalić. Poza tym Polak Amerykanin, gdy swoje dolary za bilet zapłacił, zawsze był dla wszystkich czymś niższym. Ciągle mu pamiętano, iż tymi samymi liniami przyjechał on sam albo jego rodzice jako Niemcy czy Rosjanie.
Teraz było inaczej. My też przychodziliśmy po ich dolary i też nam chodziło o to, żeby bilans był dodatni. Ale była duża i zasadnicza różnica, gdy oddawali swoje dolary, płacąc za przejazd naszym statkiem. Uważaliśmy ich za gospodarzy tych statków, którym chodzi o rozwój przedsiębiorstwa, tak jak każdemu właścicielowi jakiejś majętności, gdy w tym celu wkłada w tę majętność pieniądze.
355