94
Wszystkie prawie statki, ubrane w różnokolorowe chorągiewki, salutują przesuwający się obok nich Svenshsund. Oddalamy się szybko.
Podobnie jak w roku zeszłym, port zapełniony niezliczoną ilością łódek.
Kilka statków z krewnymi i przyjaciółmi podróżników, odprowadza nas aż na pełne morze, gdzie następują ostatnie pożegnania. Jeden z tych statków, podjechawszy blizko, zabiera od nas depesze pożegnalne, które wysyłamy do rodziny i znajomych.
Wkrótce znikają przed nami wybrzeża Szwecyi, ozłocone blaskiem zachodzącego słońca; płyniemy wśród pełnego morza całą siłą pary.
SvensJcsund jest to szwedzka kanonierka o 300 tonnach, silnie zbudowana, która w zimie oddaje wielkie usługi okrętom kupieckim, torując im drogę wśród lodów, otaczających port gothenburski.
Prowadzona przez doświadczonych oficerów i nadająca się do podróżowania w strefach północnych, została oddaną łaskawie przez jego król. mość króla szwedzkiego do dyspozycyi wyprawy Andreego. Na^ pokładzie znajdują się wszystkie kosztowne przedmioty, instrumenty naukowe i aerostatyczne; sam balon zaś, umieszczony w miejscu najbardziej przewiewnem, może odbyć tę podróż bezpiecznie.
O ile jednak nasz okręt odznacza się silną budową, mogącą oprzeć się natarciu lodów, o tyle jego płytka forma mniej się nadaje do głębszego morza i powo-duje bezustanne kołysanie. Wkrótce też uległem smutnym tego następstwom i musiałem zejść do kajuty, gdzie przeleżałem aż do następnego wieczora.
28-go maja obudziłem się już ze znaczną ulgą, choć jeszcze z ciężką głową, wkrótce jednak przyszedłem do siebie pod wpływem lekkiego powiewu wiatru i promieniejącego słońca na pokładzie. Jesteśmy wprost brzegów Norwegii, wkrótce wjeżdżamy wgłąb fiordów, gdzie podróż staje się przyjemniejszą pod zasłoną wysokich gór, otaczających obydwa brzegi.
Roślinność tu bardzo słaba; zresztą śniegi pokrywają jeszcze miejsca wyżej położone lub osłonięte od promieni słońca; wiosna dopiero się tu rozpoczyna.
Nad brzegami rozrzucone nizkie domki, otoczone przeważnie krzewami o nierozwiniętych jeszcze listkach.
W południe przybywamy do Bergen, jednego z głównych portów Norwegii; miasto ładnie położone u stóp góry, a roślinność jest tu dużo silniej rozwinięta, niż w okolicach, któreśmy dotychczas przejeżdżali. Brzegi o pięknym kolorycie są już zupełnie zielone, a tło miasta tworzą góry, pokryte śniegiem, roztaczającym wokoło olśniewający odblask.
O godzinie 2 ej opuszczamy Bergen, zabrawszy z sobą sternika, który ma kierować naszą podróżą, przez fiordy.
Niebo czyste, morze spokojne; zresztą wiatr niema tu dostępu i nie potrzebujemy się obawiać burzy; naokoło wielka ilość ptaków i mew najrozmaitszych odmian, czasami ukazują się nam delfiny swawolące w wodzie.
Wkrótce następuje raptowna zmiana dekoracyi.
Z początku otacza nas lekka mgła, zwiększająca się powoli i zmuszająca do zwolnienia biegu; o godzinie 4-ej zmuszeni jesteśmy zupełnie się zatrzymać;.