108
zdasz mi paD sprawę z tego, co pan zrobisz. Liczę na to.
ye Jodelet się ukłonił i wyszedł.
ST' Był to znany, od dwunastu lat czynny agent policyjny, sprytny, sumienny a przytem gorliwy.
Miał też poważanie powszechne u swych zwierzchników, którzy w dowód szczególnego zaufania po-wierzlai mu najzawikłańsze sprawy.
Zaraz też sobie powiedział, że jeśli gadają o śmierci hrabiego, toć to nie trudno będzie wyciągnąć ludzi na słowo. Udał się też zaraz na plac Saint-Sulpice a ztamtąd na ulicę Garanciere, gdzie obejrzał sobie pałac. Szczególniejsze wrażenie pałac ten •robił. Okna dniem i nocą były pozasuwane firankami a ciemny tynk murów dawno już nierestauro-wanego pałacu wprowadzał widza w zadumienie.
W pobliżu pałacu znajdował się sklep wina. Jodelet uważał za stósowne tam wstąpić, bo sądził, źe najlepszych informacyi nabędzie w miejscu, najbliższym pałacu.
u.,,. Wszedłszy, kazał sobie podać obiad.
— Zwykle nie trzymamy jedzenia dla gości — ale źe teraz właśnie nakrywamy do stołu, jeśli panu nie będzie obiad za skromny, prosimy spożyć go z nami.
— Owszem, z największą chęcią — odparł Jodelet.
— Dawno pan już tu mieszkasz? — zapytał Jodelet kupca.
— Już od dziewięciu łat. Wszakże ładny to już przeciąg czasu.
— Niezawodnie. Ale jak się pan mógł tu tak •długo utrzymać, boć przecież to ulica mało ożywiona.
— Ba! tak niejeden mówi. Tymczasem misję, dzięki Bogu, powodzi dosyć dobrze. Pałaców, bogatych domów, kamerdynerów, masztalerzy, służących' pałacowych mamy tu pełno. Wszyscy mają pieniądze i zaraz płacą.
— Co też tu tak słychać ? Podobno był tu niedawno znaczny pogrzeb. Chowali ciało hrabiego Maksymiliana de Yadans ?
— Nie panie — odezwała się na to żona"han-dlarza wina.
— Jakto nie — wtrącił Jodelet z miną zadziwioną, przecież hrabia de Yadans umarł niedawno.
— Tak panie, ale jego ciało wywieziono na cmentarz do Compiegne, gdzie, jak się zdaje, familia posiada zakupiony grobowiec.
— Często widywaliście zmarłego hrabiego?
— Bardzo rzadko. Zwykle wyjeżdżał w powozie a w ostatnim czasie wcale domu nie opuszczał.
— Czy to był kawaler ?
— Nie, wdowiec.
— No to zapewne dzieci pozostawił?
— Nie.
— Ani blizkich krewnych?
— Krewnych pozostawił. Jednego, który go pielęgnował do samej śmierci, potem jego brata ciotecznego i matkę ostatniego. Byli to jego siostrzeńcy. Cieszą się z pewnością niemało na pozostałe miliony.
— A na co też umarł ten hrabia de Vadans?
— O panie! Sprytny prawdziwie byłby ten, ktoby o tern panu mógł dokładnie opowiedzieć. Ale mogę pana tylko zapewnić, że sprawa nie zupełnie w porządku i że dziwi mnie i wielu innych bardzo, że sprawa nie dostała się dotychczas do uszu po-