w odległości około 100 metrów, przez głośniki rozlegają się dźwięki hymnu narodowego, potem dźwięki Pierwszej Brygady. Jednocześnie rozlega się potężny ryk syren — trzy długie dźwięki oznaczają powitanie statków handlowych na morzu. Prawie można rozróżnić twarze na mijanym statku. Uchylam czapki, powiewam, witając kolegów i znajomych. Jest pięknie, wzruszająco i przyjemnie. Tyle razy zdarzało się mi spotykać „Kościuszkę” na Atlantyku Północnym, teraz wypadło mi spotkać go na południu. Jestem bardzo wzruszony, staram się opanować, żeby nie pokazać po sobie, żeby nie można było poznać po głosie, gdy podaję komendę sternikowi.
Ale się nie wstydzę. Jest dobrze. Niech więcej statków naszych pływa na wszystkich morzach. Im więcej będzie statków i marynarzy, im dalej będzie przenikała bandera z Orłem Białym, tym większa będzie nasza potęga. Wszakże o to chodziło marszałkowi Piłsudskiemu i tego chciał nauczyć swój naród. Jestem przekonany, że wielu z tych, którzy brali udział w takim spotkaniu, było tak samo wzruszonych. Już po spotkaniu statki oddalają się swoimi kursami, wkrótce znikają za horyzontem.
Wracam do „Polonii” w Sewilli. Po powrocie z korridy na statek wszyscy dzieliliśmy się wrażeniami, ale niewielu było wśród nas amatorów, którzy poszli na walkę byków nazajutrz i trzeciego dnia świąt. Większość pasażerów wolała wyjechać na wycieczki do Cordoby lub zwiedzać samą Sewillę, a także wystawę, która tam się odbywała. Był to właściwie jarmark, ale dużo tam stało namiotów, gdzie mieściły się całe szkoły dziewcząt studiujących taniec andaluzyjski. Gdy zebrała się większa grupa widzów, podawano wszystkim manzanillę w małych wysokich szklankach i taniec się rozpoczynał.
Dziewczęta były nieraz piękne, stroje jeszcze piękniejsze, ale taniec nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak ten, który kiedyś widziałem w wykonaniu tancerzy madryckich w Vigo. Dziewczęta tańczyły, taniec był dość powolny, ale takim właśnie jest taniec andaluzyjski.
Wśród zwiedzających wystawę uwagę zwracał minister Jan Piłsudski, który był naszym pasażerem do Sewilli. Spacerował wolno w grupie osób swego otoczenia z pogodnym, jak zwykle, uśmiechem. Niestety, opuścił nas w Sewilli, udając się do Madrytu. Przed wyjazdem zostawił mi nowiutką stuzłotówkę na
362