na miała tutaj prawo zasiać sobie obok chaty łanik choćby jakiegokolwiek zboża - któż by ją potem zmusił do tak forsownej pracy, do jakiej zmusić ją może głód i świadomość, że tylko codzienne odwalenie normy zapewni jej tych parą garści otrzymanego z kantoru ziarna? Grządka melonów, cebuli czy rzepy, tych parę krzaków winogron pod murkiem i parą drzew dzikiej moreli - nie wyżywi rodziny. A jest to jedyne, co im wolno mieć tu dla siebie, z tym że pewną część tych ubogich zbiorów muszą oddać bezpłatnie do kantoru. W ten sposób zarząd kołchozu ma ich w ręce, a o to przecie chodzi.
Zależnie od wyrobionej czy niewyrobionej normy kantor wydaje dziennie po ćwierć kilo zboża na osobę. Czasem jest to jęczmień, czasem owies lub dżugara - nieznany u nas gatunek gruboziarnistego, białego prosa, rosnącego w suchych, szklistych kiściach - kiedy indziej zwykłe proso, najrzadziej pszenica. Prócz tego w czasie, kiedyśmy tam były, wydawali jeszcze po jednej rzepie dziennie. Mięso jest na kołchozie taką rzadkością, że mówi się potem: „To było wtedy, kiedy wydawali gusz”, albo: „To było właśnie po wydaniu guszu”. Epokowe wprost zdarzenie! Coś jeszcze działo się w związku z mlekiem. Jakichś kusych parę litrów rozdzielał kantor dziennie między ludzi, ale nie co dzień i nie wszystkim. Zdaje mi się, że pierwszeństwo miały te chaty, w których skwierczał noworodek, ale mówię to raczej na własny domysł, bo się nam nigdy nie udało wypenetrować dokładnie, jak się w istocie przedstawia rozdział tego mleka. My dostałyśmy je dwa razy w ciągu trzech miesięcy. Po szklance na każdą.
To jedno pewne, że ludzie są tu stale głodni. Zagadnienie: co będziemy dziś jeść i co kantor wyda - arpahon, burdoj czy arzak - jest jedynym tematem, roztrząsanym na wszystkie tony w czasie pracy, po pracy i przed pracą. W zasadzie temu, kto wypracował więcej niż nakazana norma, należało sięjeszcze wynagrodzenie w pieniądzach... Mówiono nam jednak, że teraz, w czasie wojny, kantor winien jest ludziom z tytułu tych nadwyżek po paręset rubli, o które nikt upominać się nie śmie, a których nikomu nie przychodzi nawet na myśl płacić. W dodatku obrabowano ich ostatnio z jednego dnia odpoczynku, do którego mieli dotąd prawo raz na dziesięć dni!
Ale tutaj z kronikarskiej uczciwości wypada mi dodać w nawiasach, że my byłyśmy znowu na wyjątkowych jakichś prawach. Nie tylko nie zmuszali nas w niedzielę do pracy, uznając, że nasz zakon nam tego za-
375